środa, 23 czerwca 2021

Joanna Brzenczka: pisarka, dziennikarka i czytelniczka [ROZMOWA]


Fot. J. Brzenczka

Joanna Brzenczka, uczennica klasy 2J i redaktorka magazynu „Ad operam!”, miała okazję podzielić się swoją wielką pasją literacką z jury konkursu „Obraz a słowo. Literacki opis dzieła malarskiego”. W tegorocznej edycji uczniowie musieli stawić czoło obrazowi Wacława Borowskiego „Nad wodą”. Organizatorzy nie ukrywali, że spłynęła do nich rekordowa liczba prac, których poziom znacznie przewyższał ten z lat ubiegłych. Pomimo ogromnej konkurencji to właśnie praca Asi zdobyła najwyższe noty jury, a za swoje opowiadanie autorka otrzymała nagrodę Gęsiego Pióra.

Joanna Brzenczka; fot. A. Kwaśniewicz

Z Joanną Brzenczką o twórczości pisarskiej oraz wielkiej miłości do literatury rozmawia Aleksandra Kaptur:

Asiu, Twoja praca „Obraz tworzy dusza, i oko, i ręka – i trzeba je stopić w jedność” otrzymała mnóstwo pozytywnych recenzji jurorów. Jak możemy interpretować jej tytuł i jakie jest główne przesłanie Twojego opowiadania?

Zazwyczaj mówię stosunkowo niewiele o swojej twórczości. Piszę, zapełniam puste kartki, niektóre z moich prac publikuję, inne wysyłam na konkursy literackie (pozostała część leży zamknięta w szufladzie bądź też w pliku na komputerze). Prawie nigdy nie myślę o tekstach, które napisałam, dlatego że wówczas zajmuję się czymś innym. Bo, jak powiedział Tadeusz Różewicz, ja już nie jestem tą osobą, która stworzyła to, czy tamto, ja już jestem innym człowiekiem. Nagrodzone opowiadanie napisałam na przełomie stycznia i lutego tego roku – a więc wieki temu. 

            Stronię od prostolinijnej interpretacji czegokolwiek. Świat jest zbyt skomplikowany, by patrzeć na niego tylko z jednej perspektywy. Dlatego nie podam głównego przesłania tego tekstu, gdyż chyba nawet go nie ma, bo Obraz tworzy… składa się z wielu istotnych elementów, korelujących ze sobą. Ale bezwątpienia tytuł opowiadania, a więc słowa Witkacego, to klucz - obraz powstaje dzięki połączeniu duszy, spojrzenia i techniki malarskiej. A ta praca jest właśnie m.in. o tworzeniu obrazu Nad wodą Wacława Borowskiego.

Akcja Twojego opowiadania rozgrywa się w malowniczej Florencji w latach 20. XX wieku, wprowadzając zarówno konteksty historyczne, jak i refleksje o charakterze egzystencjalnym. Co stało się dla Ciebie inspiracją do napisania tak nieoczywistej i ambitnej w przesłaniu pracy?

Z tego co pamiętam pomysł na koncepcję tego opowiadania zrodził się w mojej głowie w pewną styczniową noc, kiedy leżałam w ciemnościach w łóżku w moim pokoju i obserwowałam srebrzyste cienie przesuwające się po ścianie. Tak zastanawiałam się, jak w nieoczywisty sposób opisać obraz, który nie był jakoś specjalnie skomplikowany pod względem tematycznym czy też symbolicznym. 

            Według mojego pierwotnego pomysłu opowiadanie miało wyglądać nieco inaczej niż obecnie. Miał być to tekst-minibiografia szeroko zarysowujący realia powstawania dzieła. Niestety ta myśl okazała się niemożliwa do zrealizowania, dlatego że dostępnych informacji o Wacławie Borowskich jest naprawdę bardzo, bardzo niewiele. Przeszukałam Internet wzdłuż i wszerz i znalazłam tylko kilka przydatnych źródłem (m.in. pracę naukową Anny Zabiegałowskiej-Sitek nt. grupy artystycznej „Rym”, do której należał autor Nad wodą). Dlatego właśnie byłam zmuszona zmienić fakty na fikcję literacką. 

            Co było dla mnie główną inspiracją? Cóż myślę, że składały się na nią zdobyte informację o Wacławie Borowskim i jego przyjaciołach, a także moje własne przemyślenia, które kształtowały się i dojrzewały we mnie na przestrzeni tych trzech tygodni, podczas których pisałam tę pracę.

Obraz Wacława Borowskiego "Nad wodą"
 

Wiem, że historia literatury nie jest Ci obca, a obsesją czytelnictwa zdążyłaś zarazić się już w dzieciństwie. Opowiedz, jak literatura wpłynęła na postrzeganie przez Ciebie świata? Czy to ona była głównym czynnikiem, który zrodził w Tobie miłość do pisania?

Zacznę może od drugiej części Twojego pytania. Wbrew pozorom wydaje mi się, że fascynacja literaturą nie zrodziła we mnie miłości do pisania. Zaczęłam pisać, dlatego iż chciałam coś opowiedzieć, a więc to opowieść była tym lekkim pchnięciem, które wprowadziło koło w ruch. 

            W mojej rodzinie literatura zajmuje dalekie, podrzędne miejsce. Rodzice czytali mi niewiele bajek na dobranoc. Za to mój tata niemal codziennie wieczorem opowiadał mi przeróżne wymyślone historyjki. Były to opowieści o mrówce i księżniczkach, uratowanych z opresji przez odważnych królewiczów. Myślę, że właśnie dzięki temu już od dziecka miałam wybujałą wyobraźnię, z której chętnie korzystałam (i korzystam) w każdym momencie mojego życia. To, że zaczęłam czytać (a czasem wręcz połykać jedną książkę za drugą), traktuję jako istny fenomen – zew, przeznaczenie, coś, bez czego nie wyobrażam sobie obecnie świata. 

            Literatura jest czynnikiem, który powoduje, że najbardziej się zmieniam i nieustannie się rozwijam. Nic nie wpłynęło na mnie tak jak przeczytane powieści. W zasadzie to one (obok wiary) najbardziej kształtują moje poglądy, a także mnie samą. Wisława Szymborska słusznie powiedziała, że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła. Możliwość poznania rzeczywistości z innej perspektywy, podróże do wybranego miejsca na Ziemi bez żadnego biletu albo też dokonywanie rzeczy absolutnie nierealnych (np. lot na Testralach) – to wszystko w najpełniejszej formie może zaoferować nam tylko literatura. 

            Gdybym naprawdę chciała udzielić skrupulatniej odpowiedzi na pytanie jak czytanie książek wpłynęło na postrzeganie przeze mnie świata, to musiałabym nieomal opowiedzieć całą historię mojego życia. Bo zagłębianie się w lekturę oddziałuje na mnie odkąd z własnej woli sięgnęłam po pierwszą książkę. Na początku przepadłam w sadze o Harrym Potterze – te powieści mnie oczarowały, sprawiły, że zaczęłam szukać magii wokół mnie i czekać na sowę z zaproszeniem do Hogwartu. Teraz czytam głównie literaturę piękną, która niejednokrotnie wywiera na mnie takie wrażenie, iż długo nie potrafię przestać myśleć o poznanej pozycji. W książkach odnajduję niejako odpowiedź na nurtujące mnie zagadnienia moralne, egzystencjalne czy też filozoficzne. Chociażby przeczytanie Jądra ciemności uświadomiło mi pośrednią rolę systemów („kary i nagród”), w których żyjemy – to one trzymają w ryzach nasze instynkty. Tak więc literatura nie tyle wpłynęła, co wpływa nadal na rodzaj szkieł w moich okularach. Utożsamiam się ze słowami Olgi Tokarczuk, że w pierwszej kolejności uważam siebie za czytelniczkę, nie zaś za pisarkę.       

 

Jak ważną rolę odgrywa w Twoim życiu pisanie?

            Piszę, bo po prostu nie mogę nie pisać. To słowa Charlotty Brontë, które odnoszą się również do mojego życia. Pisanie jest dla mnie bardzo ważne i nie jestem pewna, czy mogłabym bez niego zdrowo funkcjonować. 

            Zaczęłam pisać, kiedy miałam osiem lat. Prowadziłam wtedy ilustrowany pamiętnik z Hannhą Montaną. Tak piszę do teraz – przeszłam naprawdę długą drogę... Myślę, że po prostu m u s z ę tworzyć; że czasami jest to mój „dług przeklęty”. Stworzenie jednego tekstu (a czasem tylko akapitu) to ciężka praca. Tym bardziej trudna, że wykonywana samotnie – jestem tylko ja, pomysł i pusta kartka. Nie tak prosto to wyrazić, dlatego iż moja relacja z pisaniem jest niezwykle skomplikowana. Pisanie wywołuje uśmiech na twarzy, daje satysfakcję, ale też wpędza w rozpacz, chandrę, nawet doprowadza do płaczu. Śmieję się, że ja i pisanie funkcjonujemy sobie razem już od lat niczym stare dobre małżeństwo, które na ogół żyje ze sobą w zgodzie, jednak czasem kłóci się i to naprawdę burzliwie… 

            Słyszałam niejednokrotnie, że pisanie to mój talent. To wielkie słowa i czasami trudno mi w nie uwierzyć… Jednak załóżmy, iż jest w nich jakieś ziarenko prawdy i spójrzmy na moje pisanie z nieco innej perspektywy. Kiedy się urodziliśmy, Bóg dał nam określoną ilość talentów (czy też predyspozycji), które powinniśmy rozwijać, a także pomnażać. Otrzymaliśmy te dary po to, aby z nich korzystać. W świetle takiej interpretacji moje pisanie wydaje się być czymś zupełnie naturalnym, czymś do czego po prostu zostałam stworzona. 

            Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedy byłyśmy na klasowe wycieczce w Poroninie, bodajże drugiego dnia naszego pobytu, wyszłam rano na balkon. Miałyśmy pokój z przepięknym widokiem na panoramę Tatr. Byłam oczarowana, nie mogłam się nim nacieszyć, napatrzeć. Wtedy wyciągnęłam mój ciemnoniebieski zeszyt, w którym obecnie piszę, kiedy nie mam dostępu do komputera bądź też kiedy nie mam ochoty widzieć klawiatury, i zaczęłam tworzyć. Zapytałaś się mnie, co piszę, a ja odpowiedziałam, że po prostu przyszło mi coś do głowy. I tak to właśnie wygląda. 

            Pisanie jest dla mnie przekuciem mojej wrażliwości w słowa; jest formą ekspresji, wyrażenia bólu, miłości, zachwytu; jest próbą opisania świata, w którym żyję, a także (czasami) usprawiedliwieniem mojego istnienia; jest wykorzystaniem otrzymanego talentu; jest możliwością otworzenia się i dania innym czegoś, co zmusi ich do myślenia, czegoś osobistego, płynącego z głębi serca. Tak więc pisanie jest dla mnie częścią esencji mojego życia.   

 

Czy myślałaś kiedykolwiek o napisaniu własnej powieści i debiucie literackim, a jeśli tak, to jaką problematykę poruszałoby Twoje dzieło?

Czy myślałam? Oczywiście! To wręcz jedno z moich największych marzeń. 

            Kiedy zaczęłam myśleć o pisaniu, moja uwaga koncentrowała się głównie na wydaniu książki. Ileż ja już powieści zaczynałam, całe mnóstwo! Mój podstawowy problem polega na tym, że jeszcze żadnej nie skończyłam. Pomysłów mi nie brakuje, ale wytrwałość jest chyba moją piętą Achillesa. Chociaż do skończenia jakiegoś większego literackiego projektu potrzebna jest również pewna dojrzałość zarówno warsztatowa (Okazuje się wtedy zwykle, iż oprócz talentu i pomysłowości pisarstwo wymaga jeszcze warsztatu, który pozwala tych dwóch pierwszych rzeczy nie zmarnować.[1]) jak i samorozwojowa. Wydaje mi się, że jeśli zdołam ją osiągnąć (przy jednoczesnym przywiązaniu się do biurka), to wtedy będę wstanie napisać kilkusetstronnicową powieść od początku do końca. 

            Jaką problematykę poruszałoby moje dzieło? Ach, mogę napisać to, co mi się tylko wymarzy. Tak naprawdę to trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo sama jeszcze do końca tego nie wiem. 

 

Od 2019 roku jesteś redaktorką magazynu kulturalnego „Ad operam!”, w którego prowadzenie wkładasz całe serce i duszę. Jak udaje Ci się pogodzić wymagające (i czasochłonne) doświadczenie dziennikarskie z codziennymi obowiązkami?

Szczerze mówiąc, to nie mam bladego pojęcia. Teraz jestem już bardzo przyzwyczajona do prowadzenia „Ad operam!”, także postrzegam to jako nieodzowny (prawie rutynowy) element mojej rzeczywistości. Jednak prawdą jest, że często skarżę się na „brak czasu”. Niestety mam tendencje do brania na siebie zbyt wielu zobowiązań, co niejednokrotnie odbija się chociażby na moim życiu rodzinnym. Ale staram się szukać pewnego złotego środka, bo wiem, co to znaczy „przepracować się” i nie chciałabym już powtórzyć tego błędu. 

            Z drugiej strony niejednokrotnie wydaje mi się, że robię za mało, że mogłabym dać z siebie więcej. Prowadzę blog, który skupia się głównie na propagowaniu twórczości artystycznej uczniów naszej szkoły. Na łamach „Ad operam!” pojawiają się nieraz debiuty szkolnych artystów – to takie pięknie, iż mogę dać im przestrzeń do zaprezentowania swojej twórczości. Chciałabym jeszcze bardziej rozszerzyć działanie magazynu. Moim małym marzeniem jest wydanie jednego numeru w formie papierowej, tak jak było to praktykowane wcześniej przed nastaniem ery Internetu. 

            Ale tak naprawdę chyba nie odpowiedziałam na Twoje pytanie. Szczerze mówiąc, łączenie wszystkich moich obowiązków czy też relacji z moimi najbliższymi nie jest wcale prostą sprawą. Lecz pomimo tego, że często czas przelatuje mi przez palce w mgnieniu oka, to nie narzekam, bo bardzo to lubię. Ja po prostu staram się rozwijać, stawiać sobie coraz to nowe cele, a przede wszystkim nie marnować czasu, który został mi dany. Nasze życie składa się ze skończonej ilości dni, godzin, lat, więc warto przeżyć je tak, aby w ostatnich chwilach móc uśmiechnąć się i powiedzieć: Tak, jestem zadowolona z tego, co zrobiłam.   

     



[1] Olga Tokarczuk O daimonionie i innych motywacjach pisarskich, w: Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.