środa, 28 grudnia 2022

Jacek Molęda: Poezja jak DNA [Dwa pytania mailem]

 Rozpoczynamy cykl pod wspólnym tytułem: Dwa pytania mailem.

Będziemy stawiać pytania Autorom prac literackich, plastycznych, fotograficznych, muzycznych i innych, które przykuły uwagę redakcji. Mailem, oczywiście mailem, bo często to najwygodniejszy dziś kanał do rozmowy. Dwa pytania, na które chcemy znać odpowiedź. Szukajcie ich pod opublikowaną pracą. 



Jacek Molęda


Albo


Mała Nastia nie wie dlaczego 

mogła wziąć tyko jedną lalkę

może Nastia była niegrzeczna 


albo

mama nie mogła znaleźć tej ulubionej 

bo lalek nie wolno tam chować

i Nastia nie powiedziała mamie

że kiedy zawył alarm

lewą rączką wepchnęła szmacianą Tanię 

jak najgłębiej pod łóżko

buzią do podłogi

żeby Tania nie widziała jak wpada bomba

i nie musiała się bać


a kiedy wróciły z piwnicy

mama miała oczy

trochę takie jak ma Tania

i powiedziała że jutro 

pojadą daleko autem

i Nastia zapomniała Tanię wyciągnąć


albo 

ta Tania była trochę niedobra

i mama ją zostawiła za karę

bo tatuś przywiózł ją z Moskwy

ale tylko troszkę troszkę niedobra 

jak ta sąsiadka która cały czas mówiła po rosyjsku

ale też się chowała w piwnicy

ze wszystkimi 

więc nie mogła być zła


albo 

nie zmieściła się do walizki

bo mama wzięła za małą

i nie mogła jej zamknąć

i Tania by już nie weszła

albo mogła wypaść


albo 

Tania nie mogła jechać 

bo miała cieniutką sukienkę w kwiatki

a było bardzo bardzo zimno

i na pewno by zmarzła

bardziej niż buzia mamy jak szły i szły


a potem

Nastia zapomniała 

bo literki były jakieś dziwne

i ludzie mówili dziwnie

taka pani dała jej herbatę i czekoladę

i chciała dać jej inną lalkę

i wtedy 

Nastia zaczęła płakać




Jacek Molęda na korytarzu ZSO nr 1 w Raciborzu
fot. B. Jankowska





Od: B. Jankowska

Okrucieństwa wojny za naszą wschodnią granicą uderzają w tysiące dzieci takich jak Nastia, bohaterka Twojego wiersza pt. Albo. Zobaczyłeś oczyma wyobraźni kilka możliwych wariantów jej nagłego rozstania z domem i całym jej dziecięcym światem. Dlaczego dopiero obczyzna wyciska  pierwsze łzy tej małej ukraińskiej dziewczynki? Spróbujesz metodą albo-albo przewidzieć, czym może obczyzna stać się dla niej w przyszłości?


Re: Jacek Molęda 

Dla dziecka świat bezpieczny, to przede wszystkim świat znany, nawet taki zmieniający się każdego dnia na gorsze albo i najgorsze. Ulubiona lalka może być wciśnięta pod łóżko, przysypana tynkiem, pocięta odłamkami szkła, ale musi być schowana, a nie zgubiona. Herbatka może być z jedną, a nie dwiema łyżeczkami cukru, ale ważne, żeby podała ją mama. Nowa lala, inna herbatka z innych, niemaminych, czyli cudzych rąk, oznacza zawalenie się dotychczasowego świata, brak dotychczasowych punktów odniesienia, które uniemożliwiają żeglugę po ogromnie wzburzonym, ale przed chwilą jeszcze rozpoznawalnym świecie. Ta właśnie zmiana budzi przerażenie i wyciska u dziecka łzy. Ktoś robiący to, co mama, to nie mama. Nowa lalka, to nie ta sama ulubiona, choćby nie wiem jak podobna, lalka. Ta świadomość przeraża dziecko tak, jak nas – dorosłych humanoidalne roboty obdarzone sztuczną inteligencją. Dla dziewczynki z wiersza obczyzna na zawsze pozostanie miejscem utraty punktów odniesienia – nie będzie żadną Kanaan, żadną ziemią obiecaną. Będzie początkiem niekończącej się niepewności, a nie lepszego jutro. Niepewności, czy lalka wtłoczona pod łóżko jeszcze tam jest.


 

Od: B. Jankowska 

30 lat bez mała piszesz wiersze. Kim dziś dla Ciebie jest poeta i czym dziś dla Ciebie jest poezja?


Re: Jacek Molęda

Poeta to ktoś, kto potrafi przełożyć swoje emocje na język w taki sposób, że czytelnik wiersza może je odczuć. Tak przynajmniej powinno być. Mówię o czystej formie pisanej, bo poezja ze sceny to co innego. Dobry recytator posługując się odpowiednią barwą głosu, mimiką i intonacją potrafi zmienić w wiersz instrukcję obsługi tostera, o pralce automatycznej nie wspominając. Poezja jest więc umiejętnością takiego zapisu emocji, który pozwala na ich zapisanie i, w razie potrzeby, jak najwierniejsze odtworzenie i podzielenie się nimi. Jest więc sposobem zapamiętywania tego, co na poziomie odczuć i wrażeń najistotniejsze i przekazania tego innym. W skrócie – jest językową, graficzną umiejętnością komunikacji emocjonalnej z samym sobą i innymi, bez których istnieje tylko połowicznie. Poezja jest taką formą przetrwalnikową – nie używa wielu słów, jest jak DNA – zapisuje wszystko co istotne w formie jak najbardziej skondensowanej. Myślę, że z odpowiedniej liczby wierszy można dowiedzieć się sporo więcej o poecie niż z przez lata gromadzonych akt osobowych i dokumentacji ZUS. Przy pewnej dozie wrażliwości – można zrekonstruować całego poetę. Poezja daje nieśmiertelność. Jest dla życia człowieka tym, czym matematyka dla życia wszechświata.

 


Ogrzewamy się wierszami [WIECZÓR POEZJI]

 Cykliczna listopadowa impreza pod nazwą „Wieczór poezji u Kasprowicza” była okazją do zaprezentowania prób poetyckich debiutantów –  byłych i obecnych uczniów naszej szkoły – i poety z dorobkiem sześciu tomów poezji – nauczyciela naszej szkoły, Pana Jacka Molędy. Prezentujemy wybrane utwory wszystkich Autorów wg nazwisk w kolejności alfabetycznej.




fot. B. Jankowska



Alicja Fluder (absolwentka 2022)


Świeżo upieczona studentka. Pełna energii, więc nie usiedzi długo w jednym miejscu. Rozdarta w miłości: do siatkówki i pisania wierszy. Według przyjaciół, nie sposób się z nią nudzić. Prawdopodobnie planuje podbić świat. 



Poezja


Poezja nie jest dla każdego 

Zdecydowanie nie była dla mnie 

Rymowanie słów tak by nie znaczyły nic 

Lub by znaczyły wszystko 

Słowa jak nieprawdaż czy animusz

Zbyt dużo na głowie  

By w ogóle móc je pojąć 

Poezja nie jest dla każdego 

Ale popatrz 

Dalej tego słuchasz 

Już ponad dziesięć sekund 

Jedenaście…

Popatrz poezja przykuła twoja uwagę 

I to tylko w ciągu kilku sekund 

Ten wiersz zaraz się skończy 

Tyle podpowiem

Nie będziesz musiał tu dłużej być 

Ale posłuchaj 

Tego co poezja potrafi:

Wyobraź sobie siebie 

Na końcu świata 

Na klifie 

Stawiasz krok przed siebie 

Uśmiechając się 

Z otwartymi oczami 

Dumny bo w końcu 

Przechytrzyłeś koniec wiersza 

„Jakie to uczucie?” pyta 

Poezja pyta 

jakie to uczucie latać




Zegarki i inne czasomierze 


Szukałeś czegoś na zawsze 

A ja wyciągnęłabym dla Ciebie 

Baterie z moich zegarków 

I tak utknęlibyśmy w tym momencie 

Jakby czas naprawdę stanął 

Mówiłabym Ci, że Cię kocham 

W każdej sekundzie, ale przecież 

Sekundy by nie istniały 

Więc mówiłabym kocham Cię 

Z każdym oddechem 

A kiedy zostałbyś sam 

Kupiłbyś nowe baterie 

Nastawił zegary 

Rozpoczął czas 

I wiedziałbyś że byliśmy nieskończeni 

W tamtym momencie




fot. B. Jankowska



Ewa Kacprowicz (4M) 


Głównym zainteresowaniem Ewy jest matematyka. Ponadto: literatura, taniec, rysunek. Ewa lubi rozmyślać o przeczytanych książkach podczas codziennego biegu po rezerwacie przyrody  Łężczok. Kieruje się dewizą Sokratesa: „Błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się nigdy”.




Czas 


Kolana zdarte…

Słońce – to największa moc

Pokrzywy to wróg, a patyk to broń 

Cztery strony świata to pokój, który nocą zamienia się w pociąg do beztroskich snów 

Tylko kilka prawd…

Forteca ze śniegu to dom 

Czy zapach szczęścia już uleciał stąd?

Patrzymy mali jak ochładza się świat, walka ciągle trwa:

Wróg to człowiek 

Broń to słowa 

Noc to strach, co przyniesie nowy dzień, bo

Świat to gonitwa materialnych kłamstw…

Tylko kilka prawd pozostaje - reszta to słowa puszczone na wiatr.

A wojna o największe ego nieustannie trwa 

Epokę zgorzkniałych serc rozgrzeje tylko beztroskich wspomnień czar.



Wybór 


Liściastym dywanem bawi się orkanek 

Cichy szum wody w przestrzeni się niesie 

Mgła ukryła to miejsce…

To moja trasa, dobrze znana. Choć myśli sto, wszystkie jak czerń, pytają jak uciec stąd?

Ta jedna chwila

Ten jedne wdech 

Mam jedną czasem by wyznaczyć cel drogi

W oczach piach, w sercu strach, dłonie drżą z obawy, że popełniam błąd




fot. B. Jankowska



Marta Klejny (1LSP)


Inspirują ją silne emocje. W wolnych chwilach lubi rozmyślać, rysować lub malować. Jeździ na deskorolce przy muzyce ze słuchawek. Bardzo lubi czytać, np. dreszczowce Howarda Phillipsa Lovecrafta i Edgara Allana Poe. Nie gardzi mangą i horrorami w stylu Scotta Cawthona.

 


***


Z tyłu moich myśli jesteś martwa

Uświadamiam sobie jednak codziennie że to nieprawda

Patrząc jak szczęśliwa jesteś

Widząc twe promienne oczy

Czemu nie mogłaś być szczęśliwa przy mnie

Czemu nie potrafiłaś śmiać się przy mnie

Czemu smutek przesiąka twe błękitne oczy

Czemu uraczyć mnie wzrokiem nie zechcesz

Czemu za tobą wciąż tęsknię


Łza po policzku smutno płynie

Rumieńce powoli gasną

oczy są blade od płaczu

Piękne łzy żłobią tunele rozpaczy

Zmarszczka smutku powoli drga

Smutek odchodzi a słońce wschodzi

Czas zacząć kolejny dzień


Zimne usta są już sztywne

Oczy puste ciało zimne

Motyl usiadł na jej skroni

Ptak posępnie zaświergolił 

Żałosną pieśń w głowie gra

Łza po policzku szybko gna

Wspomnienia w głowie błyskawicznie mkną

Co się stanie teraz z dusza mą


Ile bym dał aby zapomnieć

Zapomnieć o twych oczach niebieskich

O spojrzeniu pełnym nadziei

O uśmiechu złocistym

Tym wszystkim co mi dałaś

Chcę cię z powrotem

Jedyne ukojenie dają mi sny

Tam wciąż jestem ja i Ty



Zwiędnięte róże


To piękno ten zapach

Wydobyty z ciebie o różo zwiędnięta

Twe piękno wysysa czasu ząb

Tak piękna tyś była

O różo przekwitająca

Twe piękno onieśmielało mnie

Teraz niosę bukiet róż zwiędniętych

Teraz je niosę a brązowe płatki lecą mi pod nogi

Twe piękno nie jest już moje

O różo tak mi przykro

Gdybym mogła naprawić to wszystko




fot. B. Jankowska



Jacek Molęda 

Raciborzanin, nauczyciel akademicki, poeta, felietonista, tłumacz, członek Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, Wolnej Inicjatywy Artystycznej w Rybniku i Rydułtowskiej Grupy Literackiej „Zwrotka”, stały współpracownik czasopisma „Almanach Prowincjonalny”. Laureat konkursów poetyckich.



las


w starej głowie jak w starym lesie ‒

mrok pełznie po pniach samopoznania

własne myśli jak liście 

schną i opadają 

już nie trzepoczą

nikogo nie budzą

nie zrywają do lotu

murszeją na wyściółce z fałszywych wspomnień

już tylko cudze idee ‒

zaszczepione podstępem 

pysznią się i kłębią

niby jemioła w koronie próchniejącej lipy ‒

z daleka tak samo zielono

 

w starej głowie jak w starym lesie ‒

dziecięca ciekawość nie wyznacza 

nowych tajnych szlaków

nie zagląda pod korę  jak uparty dzięcioł

nie wyziera jak wiewiórka z właśnie odkrytej dziupli

nie wdrapuje się na kolejny wierzchołek

tylko czmycha pod powalony pień

niknie  jak żmija w podszycie

i bredzi o powrocie do korzeni


w starej głowie jak w starym lesie

przecinają się już tylko znane wydeptane drogi ‒

zarosła ścieżka religii krzyżuje

dziurawy trakt kultury ‒

układa amputowane za nadmiar swobody konary 

w gustowne stosy martwego drewna

próbuje wmówić im sens ‒

każe wierzyć że przyjedzie po nie ostatni wóz

przy sposobności wytłoczy całą mętną nieżywą wodę

z kolein historii


w starej głowie jak w starym lesie

wąski strumień wiedzy sączy się 

ze źródła spomiędzy ciasnych skał 

których nie wydrążył przez całe życie

wpada na  zbutwiałe koło 

i szemrze okorowanym kłodom 

że to on wciąż zasila

edukacyjny tartak ‒

nic nie wie o  stalowych słupach

rozkraczonych nad przesieką

i wartkim elektrycznym prądzie

i o tym że można płynąć kablem


stary las ciągle zachodzi mgłą

jak oczy w starej głowie

co krok wspomnienie pod topór ‒

tam przecinka po traumie z dzieciństwa

tu karczowisko oryginalnych pomysłów

co chwila powalone drzewo w poprzek drogi 

po kolejnej życiowej burzy


i jeszcze ta polana po pustce w głowie

którą miłość przemknęła jak sarna

i te zarośla w których zdrowy rozsądek  

przyczaił się jak  myśliwy ‒

upadła między linią drzew

a linią ognia


w starej głowie jak w starym lesie ‒ 

najgorzej znaleźć się tam nocą ‒

drobiny pamięci skrzą jak świetliki 

uwięzione w zawiesinie mroku

natrętnie tworzą minione kształty 

przeszłość  skutecznie rozjarza neurony ‒ 

te chwilę płoną i na zawsze gasną


i jeszcze z samej głębi lasu

jakby z samego pnia mózgu 

uporczywie coś pohukuje: 

„jeśli chcesz by znów wyrósł tu młodnik ‒

weź i  podpal”

Silva, 2 czerwca 2051 roku


mały zderzacz snów

There is a crack, a crack in everything.

That’s how the light gets in

Leonard Cohen


to ja go wymyśliłem ‒

od dziecka czułem

że marzy się do końca ‒

śni się coraz większe sny

rozpędza je z czasem do nieskończoności 

i patrzy jak coraz mocniej walą w rzeczywistość ‒

matowa kopuła pęka ‒ jest wolność i światło

i nowa nieskrępowana przestrzeń


opowiedziałem więc wszystkim

wysłuchali mnie a potem ‒

czarną farbą zamalowali rysy na sklepieniu

zaczęli mówić o wąskich drzwiach

kluczu drodze instrukcji i przewodnikach

i zakazali śnić


ponad pół życia minęło ‒

już od dawna się nie boję

dobrze wiem co się stanie ‒

dokładnie wiem co zrobię

kiedy ostatni raz

zamknę oczy

i znów zacznie działać

mój mały zderzacz snów




fot. B. Jankowska


niedziela, 28 sierpnia 2022

Rzymskie wakacje [SPACER ULICAMI WIECZNEGO MIASTA]


Castel d'angelo; fot. M. Sokołowska

Przedwakacyjny seans filmowy "Rzymskich wakacji" Williama Wylera, do których wracam zawsze z odrobiną nostalgii, zainspirował mnie dość spontanicznie do kupienia biletów lotniczych i odbycia kolejnej już podróży do stolicy Italii. 

Lejący się żar z nieba powitał mnie na lotnisku Ciampino, oddalonym o pół godziny drogi od Roma Termini, głównej stacji kolejowej stolicy Włoch. Opuszczając jej klimatyzowane wnętrze uderzył we mnie upał, hałas ulicy i tłum ludzi. Tak było już przez cały pobyt, nawet podczas długich, nocnych spacerów.

Przed przylotem postanowiłam nie planować trasy zwiedzania. Chciałam po prostu móc pójść tam gdzie mnie nogi poniosą, usiąść na skraju jednej z ulic i chłonąć zapach tego miasta. 

Pierwszego dnia trafiłam w okolice stacji metra Ottaviano, skąd dosłownie w pięć minut dociera się do Watykanu. O tej porze Plac Świętego Piotra powoli pustoszał – pielgrzymi i turyści wrócą tu znowu kolejnego ranka. Z zapartych tchem podziwiałam majestatyczne piękno otaczającej mnie wokół kolumnady Berniniego. Było zbyt późno, aby przejść za Spiżową Bramę pilnie strzeżoną przez szwajcarskich gwardzistów. Opuściłam Watykan w świetle zachodzącego słońca w stronę Castel d'Angelo. To nad nim powiewa włoska bandiera – symbol dumy i jedności tego narodu. Stąd przeszłam przez rzekę na Zatybrze – najbardziej przytulną dzielnicę Rzymu, pełną barów i trattorii, maleńkich butików i warsztatów. I dosłownie od razu utonęłam w morzu dźwięków: co krok słychać było inny język, stuk kieliszków wieczornego aperitivo, brzęczących motorino. Spędziłam tu wieczór, delektując się smakiem włoskiej kolacji. 

 

Piazza S. Pietro; fot. M. Sokołowska

Następnego ranka poszłam na Piazza Navona. To na tym placu, u stóp Fontanny 4 Rzek, współcześni Rzymianie umawiają się na pierwsze randki. Nil, Ganges, Dunaj i Rio, wykute w ludzkich postaciach, to kolejne dzieło Berniniego. Unikając ścieżek obleganych przez turystów trafiłam tuż obok na Campo di Fiori, to samo, o którym pisze Miłosz w swoim wierszu. Od wejścia czuć było zapach rzymskiego targu – mieszanki ziół, owoców i kwiatów. Przez moment podglądałam z ciekawością Włoszki krążące pomiędzy straganami z plecionymi koszami, wybierające produkty do swoich kuchni, targujące się ze sprzedawcami. To jedna z najbardziej bliskich mi scen życia rzymskiego. 

Dalej przeszłam w stronę Piazza della Rotonda, której większą część zajmuje budowla Panteonu. Na zewnątrz sprawia on wrażenie ogromnej, ale i zaniedbanej konstrukcji, wręcz niegodnej przypisanemu jej zadaniu. Tu w Panteonie spoczywają wielcy Włosi! Wchodząc do środka zmieniłam zdanie: moim oczom ukazały się kaplice, ołtarz, wyrafinowane figury, sarkofagi, których piękno podkreślała gra słonecznych promieni wpadających przez jedyny oculus. Z Panteonu dotarłam do Fontanna di Trevi. Na kąpiel w niej, naśladując Anitę Ekberg z "La Dolce Vita", nie było szans. Tak jak na spokojne ujęcie fotograficzne na jej tle. Miliony turystów zajmują ten skrawek Rzymu, wypełniając go po brzegi. Dlatego, szybko odeszłam  w stronę Piazza di Spagna. Marzyłam, by usiąść na chłodnym kamieniu schodów u stóp kościoła Trinità dei Monti i rozkoszować się widokiem na La Barcaccię i luksusowe sklepy przy Via dei Condotti. W ręku z pysznym tiramisù classico przyznałam przed samą sobą, że błogie dolce far niente to właśnie ta chwila.

Fontanna di Trevi; fot. M. Sokołowska

W końcu przyszedł i czas na Roma antica, dokąd trafiłam kolejnego już dnia, podążając w cieniu ulicznych platanów. Pierwsze spojrzenie na Koloseum wzbudziło we mnie zadumę: pierwsi chrześcijanie, walki gladiatorów, igrzyska. Z tego stanu zamyślenia brutalnie wyrwał mnie jednak widok jaki roztacza się tuż za starożytną areną: wielki plac budowy nowej linii metra. Dlatego na Forum Romanum miałam okazję spojrzeć dopiero ze wzgórza Kapitolu. To miejsce wyraża koncepcję piękna i harmonii w wykonaniu Michała Anioła. Po lewej jego stronie - wilczyca karmiąca legendarnych założycieli tego miasta – braci Romulusa i Remusa,  w centralnej części – konny posąg Marka Aureliusza. Czyż nie podobnie wygląda warszawski pomnik ks. Józefa Poniatowskiego? I na wprost szerokie schody prowadzące wprost na Piazza di Venezia, u stóp Altare della Patria. Ten jeden z największych budynków Rzymu, żartobliwie nazywany przez jego mieszkańców tortem weselnym lub maszyną do pisania, stanowi ważne miejsce dla narodu włoskiego – symbol zjednoczenia państwa, chwały króla Wiktora Emanuela II, czci dla żołnierzy poległych za ojczyznę. 

Romulus e Remus; fot. M. Sokołowska

Całodniowa włóczęga uliczkami Rzymu, w upale i parzącym słońcu, spowodowały, że zdecydowałam się na krótki wypad poza Rzym. W poszukiwaniu chłodu i odpoczynku, pojechałam pociągiem do Anzio, wakacyjnego kurortu położonego na południu Lazio. Kąpiel w ciepłym Morzu Tyreńskim i odpoczynek na plaży rozleniwiły mnie do tego stopnia, że trudno mi było zebrać się, by wrócić do domu. 

Mam nadzieję, że w książkach, które właśnie czytacie lub oglądanych filmach, podobnie jak ja, znajdziecie inspiracje do podróży po świecie. 

 
Małgorzata Sokołowska
nauczycielka języka włoskiego i francuskiego w ZSO nr 1
 
Fot. M. Sokołowska

 
 

poniedziałek, 11 lipca 2022

Za kulisami krakowskiego teatru [ROZMOWA Z KATARZYNĄ SŁOWIAK]

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

            Pięć lata temu skończyła Liceum Plastyczne. Po szkole nie była pewna, co chciałaby dalej robić w swoim życiu, ale ostatecznie poszła za głosem serca i wybrała charakteryzację. Teraz pracuje w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i przygotowuje do występów na scenie wiele polskich gwiazd.

Absolwentka Liceum Sztuk Plastycznych, Katarzyna Słowiak, wybierze się dzisiaj z nami w krótką podróż do przeszłości i podzieli się swoimi wspomnieniami z liceum. Opowie nam także o swojej pracy oraz zawodzie charakteryzatora. Zapraszamy do lektury! 

Z Katarzyną Słowiak m.in. o wspomnieniach z LP, pracy w teatrze i Szkole Charakteryzacji rozmawia Joanna Brzenczka:

Czy pamiętasz, dlaczego kilka lat temu zdecydowałaś się na naukę w Liceum Plastycznym? To był ryzykowny krok, rodzice odradzali mi pójście do tej szkoły. Ale już wcześniej poznałam jedną z nauczycielek LP, panią Habrom-Rokosz. Kiedy byłam w gimnazjum brałam udział w projekcie pani Habrom-Rokosz i wówczas w jakiś sposób zaraziła mnie swoją wrażliwością, swoim patrzeniem na świat, magią, którą widzi w codzienności. I to mnie zachęciło, że jest tym nauczycielem, że ma taką ogromną pasję.

Pani Habrom-Rokosz była pierwszą osobą, przy której poczułam prawdziwą pasję tworzenia. Poczułam, że to nie są jakieś puste zdjęcia, że mogą nieść za sobą coś więcej. Już na egzaminach wstępnych wiedziałam, że nauczyciele, którzy pracują w tej szkole, mają w sobie pasję i głód, żeby wiedzieć, umieć więcej i żeby dobrze swoje umiejętności przekazywać innym.

Moim powodem pójścia do LP, było również to, że moja babcia miała ogromny talent plastyczny, ale nie mogła iść do takiego liceum, więc stwierdziłam, że zapiszę się do tej szkoły i może wykorzystam tę niezrealizowaną szansę, i pójdę w jej ślady. Nie widziałam też dla siebie innego miejsca, w którym mogłabym odnaleźć się tak, jak w Liceum Plastycznym -  zawsze coś mnie tam ciągnęło.

Malowałaś już wcześniej, czy dopiero krótko przed szkołą zainteresowałaś się tym na dobre?

Malowanie towarzyszy mi praktycznie odkąd pamiętam. Pamiętam, że kiedy moja mama chciała mieć spokój i trochę odpocząć, to dawała mi do rysowania kredki. I mnie już nie było. Przenosiłam się do zupełnie innego świata. Później opowiadałam wszystkim, co dzieje się na rysunku, który stworzyłam, co się dzieje w mojej wyobraźni.

Tworzenie zawsze było dla mnie bardzo ważne. Malowanie regulowało moje emocje. U mnie nigdy warstwa słowna nie była tą dominującą, tylko jej wizualny odpowiednik. Prace tworzyły mój kontakt ze światem, były przełożeniem wszystkich emocji, które miałam w sobie.

Współuczestniczenie w tworzeniu sztuki było dla mnie bardzo ważne również dlatego, że, czy odczuwałam smutek, czy radość, to zawsze łatwiej było mi przekazać to przez rysowanie, malowanie, rzeźbienie, robienie zdjęć… To od zawsze było moim medium, które pomagało mi skonfrontować się z rzeczywistością. Kiedyś nie byłam taką otwartą czy ekstrawertyczną dziewczyną. Raczej wspominam, że przez część swojego życia byłam bardzo cichą osobą. To właśnie plastyka pozwalała mi oderwać się od rzeczywistości, która tak mocno mnie przytłaczała i tłamsiła.

Na jakim kierunku byłaś w LP?

Praktycznie na grafice, ale to fotografia była bliższa mojemu sercu. Kiedy szłam do szkoły nie byłam pewna do końca „z czymś się je” tę całą grafikę. Dopiero w liceum poznawałam, jakie cuda można osiągnąć posługując się różnymi technikami np. przy tworzeniu odbitek w grafice warsztatowej. W dzisiejszych czasach bardzo ważną dziedziną w tym zakresie jest grafika komputerowa. Tak więc dopiero w szkole uświadomiłam sobie, jak to do końca wygląda i… to mnie w jakiś sposób zafascynowało. W ostatnim czasie próbuję wrócić do tych wszystkich dziedzin.

Grafika w Liceum Plastycznym w pewien sposób nakierowała mnie na to, co teraz robię i z czego mam frajdę. Teraz projektowanie odbywa się poza moim głównym zajęciem, jest moim hobby.  

A czy te umiejętności, które wyniosłaś ze szkoły, przydają Ci się w Twojej pracy?

Tak, na pewno część tych umiejętności teraz wykorzystuje. Na przykład zainteresowanie twarzą czy w ogóle przedstawieniem człowieka wzięło się ze szkoły, głównie z zajęć z panią Kwiotek. Na lekcjach historii sztuki pani w taki sposób przedstawiała tematy, że siedzieliśmy wszyscy jak oczarowani. Historie, które kryły się za obrazami, nawet portretami, zaczęły mnie inspirować. Nagle to twarz stała się tym tematem, który zaczął mnie tak mocno pociągać. Obecnie to właśnie na niej głównie skupiam się w pracy zawodowej. Pracuję bardzo dużo z człowiekiem i wykorzystuje to wszystko, czego nauczyłam się w liceum.

Jak wspominasz lata spędzone w Liceum Plastycznym?

Trudne pytanie, bo osobiście był to dla mnie ciężki czas. Ale było mi dużo łatwiej, dzięki osobom o podobnej wrażliwości i spojrzeniu na świat, które spotkałam w szkole. Dobrze wspominam to, że motywowaliśmy się nawzajem i tworzyliśmy atmosferę przyjazną do wzrostu. I nie powiem, tęsknię bardzo za tymi czasami, bo to wtedy zdobyłam najwięcej znaczących dla mnie przyjaźni. Myślę, że będziemy mieli kontakt do końca życia, gdyż przez to, że razem wzrastaliśmy i mamy tyle wspólnych doświadczeń, to połączyło nas na stałe. Często wracam myślami do tego, co było i raczej w mojej pamięci dominują pozytywne wspomnienia – wracam myślami do tych chwili, które mieliśmy okazje tworzyć razem.

Z tego co mówisz, to miałaś wspaniałą klasę.

Trzeba przyznać, nasza klasa nie zawsze była super zgrana, ale raczej byliśmy taką grupą przyjaciół, którzy rozumieli się i nawzajem dopełniali. Każdy z nas był w czymś innym dobry, więc nie było między nami zazdrości. Wszyscy się czegoś od siebie uczyliśmy, wszyscy mieliśmy troszkę inne patrzenie na to, co się dzieje. Dzieliliśmy się opiniami o naszych pracach. To było bardzo budujące doświadczenie, które wpływało na nasze życie.

W życiu młodego człowieka, w okresie buntu, dorastania, popadanie w  złe towarzystwo czy niedobre wpływy mają decydujące znaczenie. Nie trudno w tym czasie wpaść w chaos. W Liceum Plastycznym mieliśmy okazje dorastać w bezpiecznym środowisku, które zapewniało nam wzrost i pozwalało rozwijać się. Zdobywaliśmy nowe umiejętności, poznawaliśmy inne techniki plastyczne… Bardzo dobrze to wszystko pamiętam, więc nawet trudno mi o tym mówić w czasie przeszłym. Z koleżankami i z kolegami z klasy nadal mamy kontakt. Piszemy ze sobą, telefonujemy albo spotykamy się w Raciborzu, kiedy tutaj przyjeżdżamy, bo chyba już po prostu nie umiemy bez siebie żyć.

To naprawdę wspaniale. Tym bardziej, że mieliście okazję uczyć się stacjonarnie przez te wszystkie lata. Dobrze, że Tobie udało się te jedne z piękniejszych lata naszej młodości, czyli czas licealny, spędzić w realnym świecie… A powiedz mi, jak z perspektywy czasu patrzysz na to, co dała Ci nauka w LP i uzyskany dyplom?

Na pewno nauka w  szkole plastycznej otwiera oczy. W prosty sposób budzi ciekawość w człowieku, tak że zaczyna on czerpać z bardzo wielu rzeczy, których dotychczas nie zauważał. Również wyostrza się nasza spostrzegawczość – od tej pory postrzegamy rzeczywistość w inny sposób. W szkole byłam trochę otoczona przez takich szaleńców… ale dzięki temu lepiej odnajduje się dzisiaj w środowisku artystycznym, w którym pracuję, bo w jakiś sposób przywykłam do chaosu i luźnych zasad.

Umiejętności, które zdobyłam podczas nauki w szkole na pewno pomagają mi w mojej obecnej pracy. Szczególnie patrzenie na twarz człowieka, na jego wyjątkowe cechy wyniosłam z lekcji historii sztuki, rysunku i malarstwa. Natomiast uzyskanie dyplomu nie było tą najważniejszą rzeczą, która mnie w szkole spotkała. Jednak dyplom dodał mi dużo pewności siebie, uświadomił, że warto pokazywać swoje prace i nie wstydzić się tego, co się stworzyło. Pozwolił mi również przedstawić efekt swojej pracy, bo za każdym rysunkiem, zdjęciem stoi jakaś koncepcja. Nie trzeba się jej wstydzić, gdyż ta wrażliwość to jest coś, co nas tworzy.      

Zgadzam się bez dwóch zdań. A powiedz mi, bo jeszcze nie zapytałam, kto był Twoim wychowawcą?

O, moim wychowawcą… to jest ciekawa sprawa, bo my w ogóle twierdziliśmy, że mamy dwóch wychowawców. Mieliśmy dwóch umiłowanych nauczycieli i jak się coś działo, to zawsze mogliśmy na nich polegać. Był to pan Janusz Nowak, polonista, i pani Katarzyna Kwiotek, która była naszą wychowawczynią z wyboru. Sami sobie ją obraliśmy, bo zawsze była dla nas bardzo ciepłym człowiekiem. Kimś, kto wysłuchał naszych problemów, kimś, kto nam doradził, kimś, kto miał bardzo dużo współczucia. I jako że nasza klasa była bardzo wrażliwa (była skupiskiem ludzi, którzy byli jeszcze bardziej niż inni wrażliwi na środowisko, w którym przebywali), to pani zrozumienie dawało nam dużo otuchy. Naprawdę bardzo dobrze się czuliśmy, kiedy pani Kwiotek była w pobliżu i potrafiłam nam doradzić, pocieszyć nas i tak po prostu stworzyć dobrą atmosferę.

Z kolei pan Nowak wzbudził w nas mnóstwo ciekawości, bo był osobą oczytaną i to obcowanie wzmagało nasz apetyt na to, żeby jeszcze więcej czytać, jeszcze więcej umieć. Prowadziło to, do samodoskonalenia, do sięgania po następne dzieła literackie. Przyznam, że do teraz to we mnie zostało. Pan Nowak był nauczycielem, który w jakiś sposób miał wpływ na moje życie. Może nie zawsze zgadzałam się z pana zdaniem na jakiś temat, ale myślę, że to właśnie dzięki panu wróciłam do czytania bardzo dużej ilości książek. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez czytania i bez głodu pogłębiania swojej wiedzy.

Niewątpliwie świat bez czytania książek były strasznie smutny i trudno go sobie wyobrazić.

Dokładnie tak – tym bardziej w czasie pandemii. Był taki smutek, że bez książek to chyba człowiek by się załamał do końca.

Również jestem wielkim molem książkowym, od zawsze tak było… No dobrze skończyłaś szkołę. W końcu nadeszła matura i wybór kierunku studiów… Powiedz, jak dalej potoczyła się Twoja droga życiowa?

Właściwie, jak skończyłam szkołę, to byłam szczerze załamana, bo nie wiedziałam, co chce dalej robić. Ale wbrew pozorom wszystko bardzo szybko się potoczyło.

Już w szkole interesowałam się makijażem, fryzurami, sztucznymi ranami, efektami specjalnymi, malowaniem po ciele, robieniem animacji. Początkowo byłam załamana, bo nigdzie nie zaaplikowałam na studia, więc zrozpaczona myślałam, że zmarnuje rok swojego życia, ale znalazłam Szkołę Charakteryzacji i stwierdziłam, że to jest to, co chce robić. Nie ma studiów o takim kierunku. Jest scenografia, ale na niej nie ma charakteryzacji w takim stopniu, w jakim chciałam się jej nauczyć. Właśnie dlatego, kiedy Szkoła Charakteryzacji pojawiła się na horyzoncie, stwierdziłam, że to jest to, co będę robiła. Z perspektywy czasu wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji, które podjęłam w życiu. Od razu jak poszłam do tej szkoły, to złapałam bakcyla, od razu pani dyrektor wyciągnęła mnie z grupy. Byłam już cała spanikowana, myślałam, że sobie nie radzę, że po prostu chce mnie wyrzucić ze szkoły. A pani dyrektor powiedziała, że da mi lepsze praktyki. Na tych praktykach zostałam zauważona i dzięki temu już od ponad pięciu lat pracuję w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

A ta szkoła policealna była w Krakowie?

Dokładnie tak. Szkoła Charakteryzacji wówczas była w budynku Telewizji Polskiej, co podnosiło prestiż. Co więcej, kiedy przebywało się tam, to można było spotkać wiele gwiazd. Widziałam na przykład Mitchella Moreau, Magdę Gessler, Michała Szpaka czy Margaret. Takie gwiazdy jak oni przewijali się gdzieś na korytarzu, kiedy my szliśmy w jakieś dziwnej charakteryzacji elfa czy odjechanym makijażu z brokatem.

Teraz mam przyjemność uczyć również w tej szkole. Zostałam zauważona przez panią dyrektor, która powiedziała mi, kiedy kończyłam szkołę, żebym czekała na telefon i… się doczekałam. Czerpię dużą satysfakcję z uczenia. Liceum Plastyczne dało mi wiedzę na temat tego, jak powinny wyglądać korekty i jak najlepiej pomóc uczniom, których teraz szkolę. W jakiś sposób staram się przekładać te wszystkie rzeczy, które uważam za dobre, budujące. Staram się zarażać ludzi tym, co już dostałam - tą wrażliwością, która została we mnie wszczepiona w Liceum Plastycznym; staram się przekazać dalej tą dobroć.

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

Równocześnie z nauką w tej szkole podjęłaś pracę w Teatrze Słowackiego?

Tak, to było w tym samym czasie i strasznie trudno było to pogodzić. Jednak nauczyłam się w liceum, że często trzeba być multifunkcyjnym i potrafić rozdzielić uwagę pomiędzy wieloma przedmiotami.

Miałam bardzo mało czasu. Rano chodziłam na zajęcia, a popołudniami malowałam aktorów do spektakli. W teatrze zostałam wrzucona na głęboką wodę. Trafiłam do zespołu, w którym byli pracownicy, którzy zajmują się charakteryzacją już od dwudziestu, a nawet pięćdziesięciu lat. Pamiętam, że wtedy musiałam się bardzo dużo nauczyć i wspominam ten okres jako bardzo intensywny czas w moim życiu.

Możesz zdradź nam kulisty swojej pracy? Zresztą już sam budynek teatru jest piękny, wygląda jak mały pałac. Miałam okazję kiedyś być w nim na spektaklu.

Tak, jest eklektyczny. A na jakim spektaklu byłaś?

Wiesz, to było jakieś cztery lata temu i podajże ten spektakl nazywał się „Arszenik i stare kroniki”?….

Koronki.

O tuż to! Nigdy nie była pewna, czy były to „koronki” czy „kroniki”…

To wiem. Przepiękne stroje były w tym spektaklu.

O tak, takie jak z lat sześćdziesiątych… Czy już wtedy miałaś okazje ucharakteryzować aktorów?

To jeszcze nie był mój spektakl. Natomiast już wtedy gdzieś pałętałam się po korytarzach teatru i mogłam podglądać pracę aktorów, którzy nie tylko występują na deskach teatralnych, ale też przewijają się w telewizji. Kiedyś jak widziałam na korytarzu pana Andrzeja Grabowskiego albo jakąś inną gwiazdę znaną z popularnych seriali czułam lęk, ale później okazało się, że są to zwyczajni, sympatyczni ludzie. Mam teraz okazję pracować przy różnych projektach, sesjach zdjęciowych czy kampaniach reklamowych, więc już się oswoiłam ze spotykaniem sławnych osób. Zrozumiałam, że są to po prostu ludzie, którzy chcą, aby traktować ich właśnie po ludzku i podchodzić do nich tak samo jak do innych – ze szczerością i poczuciem humoru.

No tak. To w końcu, można powiedzieć, normalni ludzie o niezwykłych umiejętnościach.

Dokładnie tak. To ludzie o ciekawych charakterach, mający swoje dziwactwa (tak jak każdy), których nie widać na ekranie telewizyjnym czy na scenie, a które ujawniają się w prawdziwym życiu. To pasjonujące podglądać ich w pracy i poza nią, tak że widzi się ich obie twarze i można dostrzec, kiedy grają, a kiedy są naprawdę sobą. 

Załóżmy, że dzisiaj jest spektakl w teatrze. Powiedz jak wyglądają wszystkie przygotowani za kulisami?

Trzeba zacząć od tego, że przygotowania zaczynają się już od rana. 

Czyli jeśli spektakl jest o godzinie dziewiętnastej, to od samego rana już trwają przygotowania?

Tak. Żeby powstał spektakl, trzeba przygotować w pracowni kosmetyki, peruki, sztuczne włosy, tresy (dopinane włosy), wąsy itp. Trzeba również zorganizować wszystkie akcesoria niezbędne do zmycia makijażu, charakteryzacji po występie, a więc płyn micelarny, waciki, chusteczki… Po tych przygotowaniach mamy przerwę na obiad i wracamy do teatru wieczorem.

Ogólnie mówiąc, to nie jest taka prosta sprawa. Na przykład są spektakle, w których gra dwadzieścia osób i wszystkich musimy ucharakteryzować w przeciągu dwóch godzin. W teatrze trzeba pracować naprawdę szybko. Każdy ma swoją wyznaczona godzinę, na którą przychodzi i nie może być żadnego poślizgu, bo wtedy następna osoba musiałaby czekać. Przeważnie robi się tak, że jedna osoba np. maluje aktorkę, a druga czesze i wtedy dużo szybciej postępuje praca.

Myślę, że odkąd zaczęłam pracę w teatrze, bardziej oswoiłam się z pracą pod presją czasu i również potrafię szybciej niż kiedyś ucharakteryzować daną osobę.

A maluje się wszystkich zarówno panie jak i panów?

To zależy akurat od sceny teatru, koncepcji scenografa i potrzeb. Najczęściej widownia jest w takiej odległości, że panowie bardzo często po prostu decydują czy wolą mieć makijaż korygujący, czy też nie. Zazwyczaj np. jak  ktoś się  czerwieni, to prosi żeby nałożyć trochę podkładu, aby to zatuszować. Podobnie, kiedy jest jakaś niedoskonałość skóry. Chyba, że akurat potrzeba jakiejś specjalnej charakteryzacji i wtedy właśnie wykonujemy rany, postarzanie czy bodypaintingi.

W ostatnim czasie, z czego ogromnie się cieszę, coraz większą popularność zyskują także makijaże drag queen, polegające na zmianie płci aktora.  Myślę, że łączy się to z rozwijaną obecnie nauką o genderze. Dlatego że sztuka porusza tematy, które są ważne we współczesnym świecie, a teatr jest i zawsze był lustrem rzeczywistości, który odbija wszystko, co się dzieje.

Co więcej charakteryzacja jest zupełnie inna niż była kiedyś. To już nie są ciężkie, mocne, typowe teatralno-operowe makijaże, jak często się o tym myśli. Teraz makijaże są bardziej estradowe, bo bardzo często w spektaklach uczestniczą  kamery, które na przykład przerzucają obraz na duży rzutnik, na którym widać każdy detal skóry, każdą niedoskonałość. Również przez to makijaże są delikatniejsze niż kiedyś. 

Co najbardziej lubisz charakteryzować?

Na pewno oko jest takim… zwierciadłem duszy. Natomiast w charakteryzacji chyba najbardziej bawi mnie to, że można sobie pozwolić na taką zabawę światłem i cieniami, żeby nawet samymi brązami stworzyć zupełnie inną osobę, zupełnie zmienić jej charakter. Można dorobić zmarszczki, wygładzić cerę… Te transformacje i transgresje, to coś, co mnie najbardziej interesuje w tej dziedzinie. Także fascynuje mnie obserwacja tego, jak charakteryzacja wpływa na zachowanie człowieka. Zupełnie inaczej zachowuje się aktor/aktorka przed i po charakteryzacji. Chyba najciekawszą rzeczą jaką mnie spotkała było robienie body paintingu jednej aktorce na Krasawice - była cała wymalowana, miała soczewki i wyglądała bardzo strasznie. Pamiętam, że jak do nas przychodziła, to była normalną, słodką dziewczyną, taką jak zawsze, a jak wychodziła, to zaczynała poruszać się tak jak na scenie. To nie było udawane, ona w tej charakteryzacji widać było, że w pełni wchodzi w rolę, którą za chwilę miała grać. To było dla mnie bardzo ważne przeżycie, kiedy widziałam tę transformację, to jak rzeczywiście moja praca pomaga aktorom lepiej wczuć się w rolę i dopełnia całe przedstawienie.

Czy w czasie przerwy, bo wiele spektakli ma w środku przerwę, również dokonuje się jakiś poprawek?

Mogę zdradzić, że za kulisami jest większy chaos niż na scenie. Musimy być gotowi na szybkie zmiany, żeby jeden aktor mógł grać na przykład kilka postaci. Więc czasem mamy np. pięć czy trzy minuty na przemalowanie i przebranie aktora. Przeważnie przerwa jest wykorzystywana na zmianę charakteryzacji, garderoby aktora czy scenografii na scenie. Wszystko jest przemyślane tak, żeby przez ten czas uporać się ze wszystkimi technicznymi elementami. Przerwa jest również dla widza, ale za kulisami… cóż w tym momencie praca wrze. 

Czy za kulisami masz okazje przyglądać się wystawianym spektaklom? Czy może jesteś zbyt zajęta swoją pracą, by jeszcze podpatrzeć, co dzieje się na scenie?

Mam swoje ulubione spektakle i często jak mam zmianę w czasie spektaklu, żeby coś podać albo podmalować, to wtedy mogę podglądać przedstawienie. Są też spektakle, podczas których nie ma zmian, wtedy mogę iść obejrzeć cały spektakl. To dla mnie super okazja do obcowania z kulturą, do podglądania aktorów, których codziennie spotykam, rozmawiam z nimi, a którzy na scenie są zupełnie innymi postaciami. Mam także swoje ulubione momenty w spektaklach, na które schodzę i oglądam je zza kulis, bo dają mi niesamowicie dużo frajdy i są takimi moimi własnymi przeżyciami, które przechowuję w sercu; to daje mi też takie poczucie sensu tej pracy.

A powiedz mi jeszcze, kto bardziej decyduje o wyglądzie aktora: charakteryzator czy reżyser?

A właściwie to są jeszcze dwie ważne osoby: scenograf i kostiumograf. To są osoby, które przynoszą projekty, natomiast zespół techniczny, do którego również należą charakteryzatorzy, przedstawiają rozwiązania tych projektów. W tym momencie my jesteśmy ekspertami od przeniesienia tego projektu na konkretne osoby. Jednak czasami nie ma scenografa czy kostiumografa i wtedy możemy pozwolić sobie na więcej fantazji. Było tak między innymi wtedy, kiedy tworzyliśmy wspólny projekt z osobami z Nowego Jorku. To przedsięwzięcie dotyczyło ram tolerancji, współżycia z różnymi ludźmi - osobami LGBT czy o ciemniejszym kolorze skóry.

Ale tak na spektaklach jest kostiumograf/scenograf, który ma jakąś wizję wyglądu danego aktora, żeby wszystko było spójne. My możemy coś zaproponować, ale to ta osoba decyduje, czy coś może tak wyglądać, czy nie. Lecz poszczególne prace różnią się między sobą. Na jedne mamy większy wpływ, a na inne mniejszy. To wszystko jest bardziej złożone niż mogłoby się wydawać.

Czy kiedy patrzysz w przyszłość, to dalej widzisz siebie w tym zawodzie?

To trudne pytanie. Na pewno kocham ten zawód i wciąż odkrywam w nim nowe przestrzenie, ale interesuje mnie tyle rzeczy i mam w sobie taką ciekawość świata, że nie wiem, co przyniesie przyszłość. Jednak wydaję mi się, że charakteryzacja będzie mi towarzyszyć w jakiś sposób do końca życia. Bo czy na ulicy mijam ludzi czy oglądam film, czy idę gdzieś na zakupy, to przyglądam się ludziom. Zwracam uwagę na to, jak wyglądają i na tej podstawie wymyślam ich historie. Więc moja wyobraźnia cały czas pracuje w kierunku charakteryzacji i chyba nie umiem inaczej postrzegać świata niż przez pryzmat tego pierwiastka ludzkiego, który jest bardzo dominujący i ważny sposób uczestniczy w charakteryzacji. I kiedy tak myślę o tych wszystkich naszych dziwnościach, drobnych rzeczach, które nas wyróżniają, to widzę, że każdy z nas ma w sobie coś szczególnego.

Tak, każdy jest wyjątkowy. Z tego, co mówisz, to praca charakteryzatorki w teatrze jest niezwykle interesująca, ale też nieco magiczna. Tutaj ktoś się przemienia w zupełnie inną postać, tutaj idzie na scenę, tutaj trzeba coś szybko poprawić... Wydaję mi się, że to praca pełna energii, zaangażowania, nowych wyzwań. Więc cały obraz  tego zawodu wspaniale kształtuje się w mojej wyobraźni. Wspominałaś wcześniej, że oprócz pracy w teatrze uczysz jeszcze w Szkole Charakteryzacji. Czy mogłabyś coś więcej powiedzieć o Twojej drugiej pracy? Jak się tam odnajdujesz?

Bardzo lubię tę pracę, bo daje mi ogromnie dużo energii. Uczenie osób, które dopiero wchodzą w ten świat i pomaganie im w realizacji swoich pomysłów, tak żeby były dumne z tego, co robią, daje mi wielką satysfakcję. Jestem szczęśliwa, kiedy widzę zapał w oczach tych ludzi, gdy poznają coś, czego wcześniej nie wiedzieli. Rzeczywiście dzięki temu bardziej doceniam to, co mam i potrafię swoją radość przekazać innym.

Babcia mnie kiedyś pytała, czy nie boje się, że szkolę sobie konkurencję. Zupełnie się tego nie obawiam, bo wiem, że w tej pracy jest miejsce dla wszystkich. Więc nie szkolę swojej konkurencji, tylko pomoc. Myślę, że kiedy nie będę mogła komuś pomóc, pomalować go na ślub czy wysłać na plan filmowy, to zawsze będę miała dobrze wykształcone, zaufane osoby, które będą mogły mnie zastąpić. Poza tym przez uczenie innych charakteryzacji, wspomagam rynek tego zawodu. A jak wiemy, rynek już sam zweryfikuje, kto się do tego nadaje, a kto nie.

Myślę też, że dużo zależy od charakteru danego człowieka. W charakteryzacji odnajdą się głównie osoby, które mają wesołe nastawienie i które potrafią nie tylko malować, ale także rozmawiać. Kiedy aktor przychodzi w złym nastroju i siada na krzesło, to warto coś zrobić, żeby przed wyjściem na scenę trochę się rozluźnił i w pewien sposób poprawić mu humor. Ale nie tylko dlatego, że tak wypada, ale dlatego że po prostu są to osoby, które się darzy taką sympatią, że jak się widzi ich smutnych, to aż serce pęka.

Wspaniała jest Twoja postawa wobec uczniów, których szkolisz. Postrzeganie ich jako dodatkowej pomocy, wydaje się bardzo piękne. Myślę, że na koniec naszej rozmowy mam jeszcze jedno pytanie do Ciebie. Mianowicie, czy chciałabyś coś przekazać uczniom naszego liceum, którzy, jak mam nadzieję, będą czytali ten wywiad?

To trudne pytanie. Ale na pewno chciałabym im powiedzieć najmocniej jak potrafię, żeby nie przejmowali się wszystkimi przeciwnościami losu. Żeby nie zwracali uwagi, kiedy ktoś mówi im, że ich praca nie jest dobra. Życzę im, aby potrafili odnaleźć w sobie siłę, by spojrzeć z boku na swoją prace i samemu ją ocenić. Chciałabym, aby dostrzegli w tym, co robią, to, co oni uważają za wartościowe. Życzę im także, aby chcieli kształtować swój własny styl bycia, aby byli tym, kim chcą być, a nie dawali się zmanipulować innym.

Bardzo Ci dziękuję, że zechciałaś ze mną porozmawiać i opowiedzieć mi trochę o kulisach Twojej pracy i teatralnego świata.

Nie, to ja Ci bardzo dziękuję. Rozczuliło mnie to, że szkoła dalej o mnie pamięta. Ja jakoś też za nią tęsknie, więc trochę mnie to wzrusza…

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

  Więcej charakteryzacji Kasi możecie znaleźć na jej Instagramie
- https://www.instagram.com/pejl_princes/