poniedziałek, 11 lipca 2022

Za kulisami krakowskiego teatru [ROZMOWA Z KATARZYNĄ SŁOWIAK]

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

            Pięć lata temu skończyła Liceum Plastyczne. Po szkole nie była pewna, co chciałaby dalej robić w swoim życiu, ale ostatecznie poszła za głosem serca i wybrała charakteryzację. Teraz pracuje w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i przygotowuje do występów na scenie wiele polskich gwiazd.

Absolwentka Liceum Sztuk Plastycznych, Katarzyna Słowiak, wybierze się dzisiaj z nami w krótką podróż do przeszłości i podzieli się swoimi wspomnieniami z liceum. Opowie nam także o swojej pracy oraz zawodzie charakteryzatora. Zapraszamy do lektury! 

Z Katarzyną Słowiak m.in. o wspomnieniach z LP, pracy w teatrze i Szkole Charakteryzacji rozmawia Joanna Brzenczka:

Czy pamiętasz, dlaczego kilka lat temu zdecydowałaś się na naukę w Liceum Plastycznym? To był ryzykowny krok, rodzice odradzali mi pójście do tej szkoły. Ale już wcześniej poznałam jedną z nauczycielek LP, panią Habrom-Rokosz. Kiedy byłam w gimnazjum brałam udział w projekcie pani Habrom-Rokosz i wówczas w jakiś sposób zaraziła mnie swoją wrażliwością, swoim patrzeniem na świat, magią, którą widzi w codzienności. I to mnie zachęciło, że jest tym nauczycielem, że ma taką ogromną pasję.

Pani Habrom-Rokosz była pierwszą osobą, przy której poczułam prawdziwą pasję tworzenia. Poczułam, że to nie są jakieś puste zdjęcia, że mogą nieść za sobą coś więcej. Już na egzaminach wstępnych wiedziałam, że nauczyciele, którzy pracują w tej szkole, mają w sobie pasję i głód, żeby wiedzieć, umieć więcej i żeby dobrze swoje umiejętności przekazywać innym.

Moim powodem pójścia do LP, było również to, że moja babcia miała ogromny talent plastyczny, ale nie mogła iść do takiego liceum, więc stwierdziłam, że zapiszę się do tej szkoły i może wykorzystam tę niezrealizowaną szansę, i pójdę w jej ślady. Nie widziałam też dla siebie innego miejsca, w którym mogłabym odnaleźć się tak, jak w Liceum Plastycznym -  zawsze coś mnie tam ciągnęło.

Malowałaś już wcześniej, czy dopiero krótko przed szkołą zainteresowałaś się tym na dobre?

Malowanie towarzyszy mi praktycznie odkąd pamiętam. Pamiętam, że kiedy moja mama chciała mieć spokój i trochę odpocząć, to dawała mi do rysowania kredki. I mnie już nie było. Przenosiłam się do zupełnie innego świata. Później opowiadałam wszystkim, co dzieje się na rysunku, który stworzyłam, co się dzieje w mojej wyobraźni.

Tworzenie zawsze było dla mnie bardzo ważne. Malowanie regulowało moje emocje. U mnie nigdy warstwa słowna nie była tą dominującą, tylko jej wizualny odpowiednik. Prace tworzyły mój kontakt ze światem, były przełożeniem wszystkich emocji, które miałam w sobie.

Współuczestniczenie w tworzeniu sztuki było dla mnie bardzo ważne również dlatego, że, czy odczuwałam smutek, czy radość, to zawsze łatwiej było mi przekazać to przez rysowanie, malowanie, rzeźbienie, robienie zdjęć… To od zawsze było moim medium, które pomagało mi skonfrontować się z rzeczywistością. Kiedyś nie byłam taką otwartą czy ekstrawertyczną dziewczyną. Raczej wspominam, że przez część swojego życia byłam bardzo cichą osobą. To właśnie plastyka pozwalała mi oderwać się od rzeczywistości, która tak mocno mnie przytłaczała i tłamsiła.

Na jakim kierunku byłaś w LP?

Praktycznie na grafice, ale to fotografia była bliższa mojemu sercu. Kiedy szłam do szkoły nie byłam pewna do końca „z czymś się je” tę całą grafikę. Dopiero w liceum poznawałam, jakie cuda można osiągnąć posługując się różnymi technikami np. przy tworzeniu odbitek w grafice warsztatowej. W dzisiejszych czasach bardzo ważną dziedziną w tym zakresie jest grafika komputerowa. Tak więc dopiero w szkole uświadomiłam sobie, jak to do końca wygląda i… to mnie w jakiś sposób zafascynowało. W ostatnim czasie próbuję wrócić do tych wszystkich dziedzin.

Grafika w Liceum Plastycznym w pewien sposób nakierowała mnie na to, co teraz robię i z czego mam frajdę. Teraz projektowanie odbywa się poza moim głównym zajęciem, jest moim hobby.  

A czy te umiejętności, które wyniosłaś ze szkoły, przydają Ci się w Twojej pracy?

Tak, na pewno część tych umiejętności teraz wykorzystuje. Na przykład zainteresowanie twarzą czy w ogóle przedstawieniem człowieka wzięło się ze szkoły, głównie z zajęć z panią Kwiotek. Na lekcjach historii sztuki pani w taki sposób przedstawiała tematy, że siedzieliśmy wszyscy jak oczarowani. Historie, które kryły się za obrazami, nawet portretami, zaczęły mnie inspirować. Nagle to twarz stała się tym tematem, który zaczął mnie tak mocno pociągać. Obecnie to właśnie na niej głównie skupiam się w pracy zawodowej. Pracuję bardzo dużo z człowiekiem i wykorzystuje to wszystko, czego nauczyłam się w liceum.

Jak wspominasz lata spędzone w Liceum Plastycznym?

Trudne pytanie, bo osobiście był to dla mnie ciężki czas. Ale było mi dużo łatwiej, dzięki osobom o podobnej wrażliwości i spojrzeniu na świat, które spotkałam w szkole. Dobrze wspominam to, że motywowaliśmy się nawzajem i tworzyliśmy atmosferę przyjazną do wzrostu. I nie powiem, tęsknię bardzo za tymi czasami, bo to wtedy zdobyłam najwięcej znaczących dla mnie przyjaźni. Myślę, że będziemy mieli kontakt do końca życia, gdyż przez to, że razem wzrastaliśmy i mamy tyle wspólnych doświadczeń, to połączyło nas na stałe. Często wracam myślami do tego, co było i raczej w mojej pamięci dominują pozytywne wspomnienia – wracam myślami do tych chwili, które mieliśmy okazje tworzyć razem.

Z tego co mówisz, to miałaś wspaniałą klasę.

Trzeba przyznać, nasza klasa nie zawsze była super zgrana, ale raczej byliśmy taką grupą przyjaciół, którzy rozumieli się i nawzajem dopełniali. Każdy z nas był w czymś innym dobry, więc nie było między nami zazdrości. Wszyscy się czegoś od siebie uczyliśmy, wszyscy mieliśmy troszkę inne patrzenie na to, co się dzieje. Dzieliliśmy się opiniami o naszych pracach. To było bardzo budujące doświadczenie, które wpływało na nasze życie.

W życiu młodego człowieka, w okresie buntu, dorastania, popadanie w  złe towarzystwo czy niedobre wpływy mają decydujące znaczenie. Nie trudno w tym czasie wpaść w chaos. W Liceum Plastycznym mieliśmy okazje dorastać w bezpiecznym środowisku, które zapewniało nam wzrost i pozwalało rozwijać się. Zdobywaliśmy nowe umiejętności, poznawaliśmy inne techniki plastyczne… Bardzo dobrze to wszystko pamiętam, więc nawet trudno mi o tym mówić w czasie przeszłym. Z koleżankami i z kolegami z klasy nadal mamy kontakt. Piszemy ze sobą, telefonujemy albo spotykamy się w Raciborzu, kiedy tutaj przyjeżdżamy, bo chyba już po prostu nie umiemy bez siebie żyć.

To naprawdę wspaniale. Tym bardziej, że mieliście okazję uczyć się stacjonarnie przez te wszystkie lata. Dobrze, że Tobie udało się te jedne z piękniejszych lata naszej młodości, czyli czas licealny, spędzić w realnym świecie… A powiedz mi, jak z perspektywy czasu patrzysz na to, co dała Ci nauka w LP i uzyskany dyplom?

Na pewno nauka w  szkole plastycznej otwiera oczy. W prosty sposób budzi ciekawość w człowieku, tak że zaczyna on czerpać z bardzo wielu rzeczy, których dotychczas nie zauważał. Również wyostrza się nasza spostrzegawczość – od tej pory postrzegamy rzeczywistość w inny sposób. W szkole byłam trochę otoczona przez takich szaleńców… ale dzięki temu lepiej odnajduje się dzisiaj w środowisku artystycznym, w którym pracuję, bo w jakiś sposób przywykłam do chaosu i luźnych zasad.

Umiejętności, które zdobyłam podczas nauki w szkole na pewno pomagają mi w mojej obecnej pracy. Szczególnie patrzenie na twarz człowieka, na jego wyjątkowe cechy wyniosłam z lekcji historii sztuki, rysunku i malarstwa. Natomiast uzyskanie dyplomu nie było tą najważniejszą rzeczą, która mnie w szkole spotkała. Jednak dyplom dodał mi dużo pewności siebie, uświadomił, że warto pokazywać swoje prace i nie wstydzić się tego, co się stworzyło. Pozwolił mi również przedstawić efekt swojej pracy, bo za każdym rysunkiem, zdjęciem stoi jakaś koncepcja. Nie trzeba się jej wstydzić, gdyż ta wrażliwość to jest coś, co nas tworzy.      

Zgadzam się bez dwóch zdań. A powiedz mi, bo jeszcze nie zapytałam, kto był Twoim wychowawcą?

O, moim wychowawcą… to jest ciekawa sprawa, bo my w ogóle twierdziliśmy, że mamy dwóch wychowawców. Mieliśmy dwóch umiłowanych nauczycieli i jak się coś działo, to zawsze mogliśmy na nich polegać. Był to pan Janusz Nowak, polonista, i pani Katarzyna Kwiotek, która była naszą wychowawczynią z wyboru. Sami sobie ją obraliśmy, bo zawsze była dla nas bardzo ciepłym człowiekiem. Kimś, kto wysłuchał naszych problemów, kimś, kto nam doradził, kimś, kto miał bardzo dużo współczucia. I jako że nasza klasa była bardzo wrażliwa (była skupiskiem ludzi, którzy byli jeszcze bardziej niż inni wrażliwi na środowisko, w którym przebywali), to pani zrozumienie dawało nam dużo otuchy. Naprawdę bardzo dobrze się czuliśmy, kiedy pani Kwiotek była w pobliżu i potrafiłam nam doradzić, pocieszyć nas i tak po prostu stworzyć dobrą atmosferę.

Z kolei pan Nowak wzbudził w nas mnóstwo ciekawości, bo był osobą oczytaną i to obcowanie wzmagało nasz apetyt na to, żeby jeszcze więcej czytać, jeszcze więcej umieć. Prowadziło to, do samodoskonalenia, do sięgania po następne dzieła literackie. Przyznam, że do teraz to we mnie zostało. Pan Nowak był nauczycielem, który w jakiś sposób miał wpływ na moje życie. Może nie zawsze zgadzałam się z pana zdaniem na jakiś temat, ale myślę, że to właśnie dzięki panu wróciłam do czytania bardzo dużej ilości książek. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez czytania i bez głodu pogłębiania swojej wiedzy.

Niewątpliwie świat bez czytania książek były strasznie smutny i trudno go sobie wyobrazić.

Dokładnie tak – tym bardziej w czasie pandemii. Był taki smutek, że bez książek to chyba człowiek by się załamał do końca.

Również jestem wielkim molem książkowym, od zawsze tak było… No dobrze skończyłaś szkołę. W końcu nadeszła matura i wybór kierunku studiów… Powiedz, jak dalej potoczyła się Twoja droga życiowa?

Właściwie, jak skończyłam szkołę, to byłam szczerze załamana, bo nie wiedziałam, co chce dalej robić. Ale wbrew pozorom wszystko bardzo szybko się potoczyło.

Już w szkole interesowałam się makijażem, fryzurami, sztucznymi ranami, efektami specjalnymi, malowaniem po ciele, robieniem animacji. Początkowo byłam załamana, bo nigdzie nie zaaplikowałam na studia, więc zrozpaczona myślałam, że zmarnuje rok swojego życia, ale znalazłam Szkołę Charakteryzacji i stwierdziłam, że to jest to, co chce robić. Nie ma studiów o takim kierunku. Jest scenografia, ale na niej nie ma charakteryzacji w takim stopniu, w jakim chciałam się jej nauczyć. Właśnie dlatego, kiedy Szkoła Charakteryzacji pojawiła się na horyzoncie, stwierdziłam, że to jest to, co będę robiła. Z perspektywy czasu wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji, które podjęłam w życiu. Od razu jak poszłam do tej szkoły, to złapałam bakcyla, od razu pani dyrektor wyciągnęła mnie z grupy. Byłam już cała spanikowana, myślałam, że sobie nie radzę, że po prostu chce mnie wyrzucić ze szkoły. A pani dyrektor powiedziała, że da mi lepsze praktyki. Na tych praktykach zostałam zauważona i dzięki temu już od ponad pięciu lat pracuję w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

A ta szkoła policealna była w Krakowie?

Dokładnie tak. Szkoła Charakteryzacji wówczas była w budynku Telewizji Polskiej, co podnosiło prestiż. Co więcej, kiedy przebywało się tam, to można było spotkać wiele gwiazd. Widziałam na przykład Mitchella Moreau, Magdę Gessler, Michała Szpaka czy Margaret. Takie gwiazdy jak oni przewijali się gdzieś na korytarzu, kiedy my szliśmy w jakieś dziwnej charakteryzacji elfa czy odjechanym makijażu z brokatem.

Teraz mam przyjemność uczyć również w tej szkole. Zostałam zauważona przez panią dyrektor, która powiedziała mi, kiedy kończyłam szkołę, żebym czekała na telefon i… się doczekałam. Czerpię dużą satysfakcję z uczenia. Liceum Plastyczne dało mi wiedzę na temat tego, jak powinny wyglądać korekty i jak najlepiej pomóc uczniom, których teraz szkolę. W jakiś sposób staram się przekładać te wszystkie rzeczy, które uważam za dobre, budujące. Staram się zarażać ludzi tym, co już dostałam - tą wrażliwością, która została we mnie wszczepiona w Liceum Plastycznym; staram się przekazać dalej tą dobroć.

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

Równocześnie z nauką w tej szkole podjęłaś pracę w Teatrze Słowackiego?

Tak, to było w tym samym czasie i strasznie trudno było to pogodzić. Jednak nauczyłam się w liceum, że często trzeba być multifunkcyjnym i potrafić rozdzielić uwagę pomiędzy wieloma przedmiotami.

Miałam bardzo mało czasu. Rano chodziłam na zajęcia, a popołudniami malowałam aktorów do spektakli. W teatrze zostałam wrzucona na głęboką wodę. Trafiłam do zespołu, w którym byli pracownicy, którzy zajmują się charakteryzacją już od dwudziestu, a nawet pięćdziesięciu lat. Pamiętam, że wtedy musiałam się bardzo dużo nauczyć i wspominam ten okres jako bardzo intensywny czas w moim życiu.

Możesz zdradź nam kulisty swojej pracy? Zresztą już sam budynek teatru jest piękny, wygląda jak mały pałac. Miałam okazję kiedyś być w nim na spektaklu.

Tak, jest eklektyczny. A na jakim spektaklu byłaś?

Wiesz, to było jakieś cztery lata temu i podajże ten spektakl nazywał się „Arszenik i stare kroniki”?….

Koronki.

O tuż to! Nigdy nie była pewna, czy były to „koronki” czy „kroniki”…

To wiem. Przepiękne stroje były w tym spektaklu.

O tak, takie jak z lat sześćdziesiątych… Czy już wtedy miałaś okazje ucharakteryzować aktorów?

To jeszcze nie był mój spektakl. Natomiast już wtedy gdzieś pałętałam się po korytarzach teatru i mogłam podglądać pracę aktorów, którzy nie tylko występują na deskach teatralnych, ale też przewijają się w telewizji. Kiedyś jak widziałam na korytarzu pana Andrzeja Grabowskiego albo jakąś inną gwiazdę znaną z popularnych seriali czułam lęk, ale później okazało się, że są to zwyczajni, sympatyczni ludzie. Mam teraz okazję pracować przy różnych projektach, sesjach zdjęciowych czy kampaniach reklamowych, więc już się oswoiłam ze spotykaniem sławnych osób. Zrozumiałam, że są to po prostu ludzie, którzy chcą, aby traktować ich właśnie po ludzku i podchodzić do nich tak samo jak do innych – ze szczerością i poczuciem humoru.

No tak. To w końcu, można powiedzieć, normalni ludzie o niezwykłych umiejętnościach.

Dokładnie tak. To ludzie o ciekawych charakterach, mający swoje dziwactwa (tak jak każdy), których nie widać na ekranie telewizyjnym czy na scenie, a które ujawniają się w prawdziwym życiu. To pasjonujące podglądać ich w pracy i poza nią, tak że widzi się ich obie twarze i można dostrzec, kiedy grają, a kiedy są naprawdę sobą. 

Załóżmy, że dzisiaj jest spektakl w teatrze. Powiedz jak wyglądają wszystkie przygotowani za kulisami?

Trzeba zacząć od tego, że przygotowania zaczynają się już od rana. 

Czyli jeśli spektakl jest o godzinie dziewiętnastej, to od samego rana już trwają przygotowania?

Tak. Żeby powstał spektakl, trzeba przygotować w pracowni kosmetyki, peruki, sztuczne włosy, tresy (dopinane włosy), wąsy itp. Trzeba również zorganizować wszystkie akcesoria niezbędne do zmycia makijażu, charakteryzacji po występie, a więc płyn micelarny, waciki, chusteczki… Po tych przygotowaniach mamy przerwę na obiad i wracamy do teatru wieczorem.

Ogólnie mówiąc, to nie jest taka prosta sprawa. Na przykład są spektakle, w których gra dwadzieścia osób i wszystkich musimy ucharakteryzować w przeciągu dwóch godzin. W teatrze trzeba pracować naprawdę szybko. Każdy ma swoją wyznaczona godzinę, na którą przychodzi i nie może być żadnego poślizgu, bo wtedy następna osoba musiałaby czekać. Przeważnie robi się tak, że jedna osoba np. maluje aktorkę, a druga czesze i wtedy dużo szybciej postępuje praca.

Myślę, że odkąd zaczęłam pracę w teatrze, bardziej oswoiłam się z pracą pod presją czasu i również potrafię szybciej niż kiedyś ucharakteryzować daną osobę.

A maluje się wszystkich zarówno panie jak i panów?

To zależy akurat od sceny teatru, koncepcji scenografa i potrzeb. Najczęściej widownia jest w takiej odległości, że panowie bardzo często po prostu decydują czy wolą mieć makijaż korygujący, czy też nie. Zazwyczaj np. jak  ktoś się  czerwieni, to prosi żeby nałożyć trochę podkładu, aby to zatuszować. Podobnie, kiedy jest jakaś niedoskonałość skóry. Chyba, że akurat potrzeba jakiejś specjalnej charakteryzacji i wtedy właśnie wykonujemy rany, postarzanie czy bodypaintingi.

W ostatnim czasie, z czego ogromnie się cieszę, coraz większą popularność zyskują także makijaże drag queen, polegające na zmianie płci aktora.  Myślę, że łączy się to z rozwijaną obecnie nauką o genderze. Dlatego że sztuka porusza tematy, które są ważne we współczesnym świecie, a teatr jest i zawsze był lustrem rzeczywistości, który odbija wszystko, co się dzieje.

Co więcej charakteryzacja jest zupełnie inna niż była kiedyś. To już nie są ciężkie, mocne, typowe teatralno-operowe makijaże, jak często się o tym myśli. Teraz makijaże są bardziej estradowe, bo bardzo często w spektaklach uczestniczą  kamery, które na przykład przerzucają obraz na duży rzutnik, na którym widać każdy detal skóry, każdą niedoskonałość. Również przez to makijaże są delikatniejsze niż kiedyś. 

Co najbardziej lubisz charakteryzować?

Na pewno oko jest takim… zwierciadłem duszy. Natomiast w charakteryzacji chyba najbardziej bawi mnie to, że można sobie pozwolić na taką zabawę światłem i cieniami, żeby nawet samymi brązami stworzyć zupełnie inną osobę, zupełnie zmienić jej charakter. Można dorobić zmarszczki, wygładzić cerę… Te transformacje i transgresje, to coś, co mnie najbardziej interesuje w tej dziedzinie. Także fascynuje mnie obserwacja tego, jak charakteryzacja wpływa na zachowanie człowieka. Zupełnie inaczej zachowuje się aktor/aktorka przed i po charakteryzacji. Chyba najciekawszą rzeczą jaką mnie spotkała było robienie body paintingu jednej aktorce na Krasawice - była cała wymalowana, miała soczewki i wyglądała bardzo strasznie. Pamiętam, że jak do nas przychodziła, to była normalną, słodką dziewczyną, taką jak zawsze, a jak wychodziła, to zaczynała poruszać się tak jak na scenie. To nie było udawane, ona w tej charakteryzacji widać było, że w pełni wchodzi w rolę, którą za chwilę miała grać. To było dla mnie bardzo ważne przeżycie, kiedy widziałam tę transformację, to jak rzeczywiście moja praca pomaga aktorom lepiej wczuć się w rolę i dopełnia całe przedstawienie.

Czy w czasie przerwy, bo wiele spektakli ma w środku przerwę, również dokonuje się jakiś poprawek?

Mogę zdradzić, że za kulisami jest większy chaos niż na scenie. Musimy być gotowi na szybkie zmiany, żeby jeden aktor mógł grać na przykład kilka postaci. Więc czasem mamy np. pięć czy trzy minuty na przemalowanie i przebranie aktora. Przeważnie przerwa jest wykorzystywana na zmianę charakteryzacji, garderoby aktora czy scenografii na scenie. Wszystko jest przemyślane tak, żeby przez ten czas uporać się ze wszystkimi technicznymi elementami. Przerwa jest również dla widza, ale za kulisami… cóż w tym momencie praca wrze. 

Czy za kulisami masz okazje przyglądać się wystawianym spektaklom? Czy może jesteś zbyt zajęta swoją pracą, by jeszcze podpatrzeć, co dzieje się na scenie?

Mam swoje ulubione spektakle i często jak mam zmianę w czasie spektaklu, żeby coś podać albo podmalować, to wtedy mogę podglądać przedstawienie. Są też spektakle, podczas których nie ma zmian, wtedy mogę iść obejrzeć cały spektakl. To dla mnie super okazja do obcowania z kulturą, do podglądania aktorów, których codziennie spotykam, rozmawiam z nimi, a którzy na scenie są zupełnie innymi postaciami. Mam także swoje ulubione momenty w spektaklach, na które schodzę i oglądam je zza kulis, bo dają mi niesamowicie dużo frajdy i są takimi moimi własnymi przeżyciami, które przechowuję w sercu; to daje mi też takie poczucie sensu tej pracy.

A powiedz mi jeszcze, kto bardziej decyduje o wyglądzie aktora: charakteryzator czy reżyser?

A właściwie to są jeszcze dwie ważne osoby: scenograf i kostiumograf. To są osoby, które przynoszą projekty, natomiast zespół techniczny, do którego również należą charakteryzatorzy, przedstawiają rozwiązania tych projektów. W tym momencie my jesteśmy ekspertami od przeniesienia tego projektu na konkretne osoby. Jednak czasami nie ma scenografa czy kostiumografa i wtedy możemy pozwolić sobie na więcej fantazji. Było tak między innymi wtedy, kiedy tworzyliśmy wspólny projekt z osobami z Nowego Jorku. To przedsięwzięcie dotyczyło ram tolerancji, współżycia z różnymi ludźmi - osobami LGBT czy o ciemniejszym kolorze skóry.

Ale tak na spektaklach jest kostiumograf/scenograf, który ma jakąś wizję wyglądu danego aktora, żeby wszystko było spójne. My możemy coś zaproponować, ale to ta osoba decyduje, czy coś może tak wyglądać, czy nie. Lecz poszczególne prace różnią się między sobą. Na jedne mamy większy wpływ, a na inne mniejszy. To wszystko jest bardziej złożone niż mogłoby się wydawać.

Czy kiedy patrzysz w przyszłość, to dalej widzisz siebie w tym zawodzie?

To trudne pytanie. Na pewno kocham ten zawód i wciąż odkrywam w nim nowe przestrzenie, ale interesuje mnie tyle rzeczy i mam w sobie taką ciekawość świata, że nie wiem, co przyniesie przyszłość. Jednak wydaję mi się, że charakteryzacja będzie mi towarzyszyć w jakiś sposób do końca życia. Bo czy na ulicy mijam ludzi czy oglądam film, czy idę gdzieś na zakupy, to przyglądam się ludziom. Zwracam uwagę na to, jak wyglądają i na tej podstawie wymyślam ich historie. Więc moja wyobraźnia cały czas pracuje w kierunku charakteryzacji i chyba nie umiem inaczej postrzegać świata niż przez pryzmat tego pierwiastka ludzkiego, który jest bardzo dominujący i ważny sposób uczestniczy w charakteryzacji. I kiedy tak myślę o tych wszystkich naszych dziwnościach, drobnych rzeczach, które nas wyróżniają, to widzę, że każdy z nas ma w sobie coś szczególnego.

Tak, każdy jest wyjątkowy. Z tego, co mówisz, to praca charakteryzatorki w teatrze jest niezwykle interesująca, ale też nieco magiczna. Tutaj ktoś się przemienia w zupełnie inną postać, tutaj idzie na scenę, tutaj trzeba coś szybko poprawić... Wydaję mi się, że to praca pełna energii, zaangażowania, nowych wyzwań. Więc cały obraz  tego zawodu wspaniale kształtuje się w mojej wyobraźni. Wspominałaś wcześniej, że oprócz pracy w teatrze uczysz jeszcze w Szkole Charakteryzacji. Czy mogłabyś coś więcej powiedzieć o Twojej drugiej pracy? Jak się tam odnajdujesz?

Bardzo lubię tę pracę, bo daje mi ogromnie dużo energii. Uczenie osób, które dopiero wchodzą w ten świat i pomaganie im w realizacji swoich pomysłów, tak żeby były dumne z tego, co robią, daje mi wielką satysfakcję. Jestem szczęśliwa, kiedy widzę zapał w oczach tych ludzi, gdy poznają coś, czego wcześniej nie wiedzieli. Rzeczywiście dzięki temu bardziej doceniam to, co mam i potrafię swoją radość przekazać innym.

Babcia mnie kiedyś pytała, czy nie boje się, że szkolę sobie konkurencję. Zupełnie się tego nie obawiam, bo wiem, że w tej pracy jest miejsce dla wszystkich. Więc nie szkolę swojej konkurencji, tylko pomoc. Myślę, że kiedy nie będę mogła komuś pomóc, pomalować go na ślub czy wysłać na plan filmowy, to zawsze będę miała dobrze wykształcone, zaufane osoby, które będą mogły mnie zastąpić. Poza tym przez uczenie innych charakteryzacji, wspomagam rynek tego zawodu. A jak wiemy, rynek już sam zweryfikuje, kto się do tego nadaje, a kto nie.

Myślę też, że dużo zależy od charakteru danego człowieka. W charakteryzacji odnajdą się głównie osoby, które mają wesołe nastawienie i które potrafią nie tylko malować, ale także rozmawiać. Kiedy aktor przychodzi w złym nastroju i siada na krzesło, to warto coś zrobić, żeby przed wyjściem na scenę trochę się rozluźnił i w pewien sposób poprawić mu humor. Ale nie tylko dlatego, że tak wypada, ale dlatego że po prostu są to osoby, które się darzy taką sympatią, że jak się widzi ich smutnych, to aż serce pęka.

Wspaniała jest Twoja postawa wobec uczniów, których szkolisz. Postrzeganie ich jako dodatkowej pomocy, wydaje się bardzo piękne. Myślę, że na koniec naszej rozmowy mam jeszcze jedno pytanie do Ciebie. Mianowicie, czy chciałabyś coś przekazać uczniom naszego liceum, którzy, jak mam nadzieję, będą czytali ten wywiad?

To trudne pytanie. Ale na pewno chciałabym im powiedzieć najmocniej jak potrafię, żeby nie przejmowali się wszystkimi przeciwnościami losu. Żeby nie zwracali uwagi, kiedy ktoś mówi im, że ich praca nie jest dobra. Życzę im, aby potrafili odnaleźć w sobie siłę, by spojrzeć z boku na swoją prace i samemu ją ocenić. Chciałabym, aby dostrzegli w tym, co robią, to, co oni uważają za wartościowe. Życzę im także, aby chcieli kształtować swój własny styl bycia, aby byli tym, kim chcą być, a nie dawali się zmanipulować innym.

Bardzo Ci dziękuję, że zechciałaś ze mną porozmawiać i opowiedzieć mi trochę o kulisach Twojej pracy i teatralnego świata.

Nie, to ja Ci bardzo dziękuję. Rozczuliło mnie to, że szkoła dalej o mnie pamięta. Ja jakoś też za nią tęsknie, więc trochę mnie to wzrusza…

Charakteryzacja autorstwa K. Słowiak.

  Więcej charakteryzacji Kasi możecie znaleźć na jej Instagramie
- https://www.instagram.com/pejl_princes/