niedziela, 28 sierpnia 2022

Rzymskie wakacje [SPACER ULICAMI WIECZNEGO MIASTA]


Castel d'angelo; fot. M. Sokołowska

Przedwakacyjny seans filmowy "Rzymskich wakacji" Williama Wylera, do których wracam zawsze z odrobiną nostalgii, zainspirował mnie dość spontanicznie do kupienia biletów lotniczych i odbycia kolejnej już podróży do stolicy Italii. 

Lejący się żar z nieba powitał mnie na lotnisku Ciampino, oddalonym o pół godziny drogi od Roma Termini, głównej stacji kolejowej stolicy Włoch. Opuszczając jej klimatyzowane wnętrze uderzył we mnie upał, hałas ulicy i tłum ludzi. Tak było już przez cały pobyt, nawet podczas długich, nocnych spacerów.

Przed przylotem postanowiłam nie planować trasy zwiedzania. Chciałam po prostu móc pójść tam gdzie mnie nogi poniosą, usiąść na skraju jednej z ulic i chłonąć zapach tego miasta. 

Pierwszego dnia trafiłam w okolice stacji metra Ottaviano, skąd dosłownie w pięć minut dociera się do Watykanu. O tej porze Plac Świętego Piotra powoli pustoszał – pielgrzymi i turyści wrócą tu znowu kolejnego ranka. Z zapartych tchem podziwiałam majestatyczne piękno otaczającej mnie wokół kolumnady Berniniego. Było zbyt późno, aby przejść za Spiżową Bramę pilnie strzeżoną przez szwajcarskich gwardzistów. Opuściłam Watykan w świetle zachodzącego słońca w stronę Castel d'Angelo. To nad nim powiewa włoska bandiera – symbol dumy i jedności tego narodu. Stąd przeszłam przez rzekę na Zatybrze – najbardziej przytulną dzielnicę Rzymu, pełną barów i trattorii, maleńkich butików i warsztatów. I dosłownie od razu utonęłam w morzu dźwięków: co krok słychać było inny język, stuk kieliszków wieczornego aperitivo, brzęczących motorino. Spędziłam tu wieczór, delektując się smakiem włoskiej kolacji. 

 

Piazza S. Pietro; fot. M. Sokołowska

Następnego ranka poszłam na Piazza Navona. To na tym placu, u stóp Fontanny 4 Rzek, współcześni Rzymianie umawiają się na pierwsze randki. Nil, Ganges, Dunaj i Rio, wykute w ludzkich postaciach, to kolejne dzieło Berniniego. Unikając ścieżek obleganych przez turystów trafiłam tuż obok na Campo di Fiori, to samo, o którym pisze Miłosz w swoim wierszu. Od wejścia czuć było zapach rzymskiego targu – mieszanki ziół, owoców i kwiatów. Przez moment podglądałam z ciekawością Włoszki krążące pomiędzy straganami z plecionymi koszami, wybierające produkty do swoich kuchni, targujące się ze sprzedawcami. To jedna z najbardziej bliskich mi scen życia rzymskiego. 

Dalej przeszłam w stronę Piazza della Rotonda, której większą część zajmuje budowla Panteonu. Na zewnątrz sprawia on wrażenie ogromnej, ale i zaniedbanej konstrukcji, wręcz niegodnej przypisanemu jej zadaniu. Tu w Panteonie spoczywają wielcy Włosi! Wchodząc do środka zmieniłam zdanie: moim oczom ukazały się kaplice, ołtarz, wyrafinowane figury, sarkofagi, których piękno podkreślała gra słonecznych promieni wpadających przez jedyny oculus. Z Panteonu dotarłam do Fontanna di Trevi. Na kąpiel w niej, naśladując Anitę Ekberg z "La Dolce Vita", nie było szans. Tak jak na spokojne ujęcie fotograficzne na jej tle. Miliony turystów zajmują ten skrawek Rzymu, wypełniając go po brzegi. Dlatego, szybko odeszłam  w stronę Piazza di Spagna. Marzyłam, by usiąść na chłodnym kamieniu schodów u stóp kościoła Trinità dei Monti i rozkoszować się widokiem na La Barcaccię i luksusowe sklepy przy Via dei Condotti. W ręku z pysznym tiramisù classico przyznałam przed samą sobą, że błogie dolce far niente to właśnie ta chwila.

Fontanna di Trevi; fot. M. Sokołowska

W końcu przyszedł i czas na Roma antica, dokąd trafiłam kolejnego już dnia, podążając w cieniu ulicznych platanów. Pierwsze spojrzenie na Koloseum wzbudziło we mnie zadumę: pierwsi chrześcijanie, walki gladiatorów, igrzyska. Z tego stanu zamyślenia brutalnie wyrwał mnie jednak widok jaki roztacza się tuż za starożytną areną: wielki plac budowy nowej linii metra. Dlatego na Forum Romanum miałam okazję spojrzeć dopiero ze wzgórza Kapitolu. To miejsce wyraża koncepcję piękna i harmonii w wykonaniu Michała Anioła. Po lewej jego stronie - wilczyca karmiąca legendarnych założycieli tego miasta – braci Romulusa i Remusa,  w centralnej części – konny posąg Marka Aureliusza. Czyż nie podobnie wygląda warszawski pomnik ks. Józefa Poniatowskiego? I na wprost szerokie schody prowadzące wprost na Piazza di Venezia, u stóp Altare della Patria. Ten jeden z największych budynków Rzymu, żartobliwie nazywany przez jego mieszkańców tortem weselnym lub maszyną do pisania, stanowi ważne miejsce dla narodu włoskiego – symbol zjednoczenia państwa, chwały króla Wiktora Emanuela II, czci dla żołnierzy poległych za ojczyznę. 

Romulus e Remus; fot. M. Sokołowska

Całodniowa włóczęga uliczkami Rzymu, w upale i parzącym słońcu, spowodowały, że zdecydowałam się na krótki wypad poza Rzym. W poszukiwaniu chłodu i odpoczynku, pojechałam pociągiem do Anzio, wakacyjnego kurortu położonego na południu Lazio. Kąpiel w ciepłym Morzu Tyreńskim i odpoczynek na plaży rozleniwiły mnie do tego stopnia, że trudno mi było zebrać się, by wrócić do domu. 

Mam nadzieję, że w książkach, które właśnie czytacie lub oglądanych filmach, podobnie jak ja, znajdziecie inspiracje do podróży po świecie. 

 
Małgorzata Sokołowska
nauczycielka języka włoskiego i francuskiego w ZSO nr 1
 
Fot. M. Sokołowska