Rys. A. Kowalska |
Strażnik
otwiera bramę. Niemcy przywieźli w „budzie” kolejnych, nieszczęsnych
warszawiaków. Krzykom, łzom, błaganiom przygląda się drzewo − z korą
pomarszczoną jak twarz zrozpaczonej kobiety, matki, która traci swoje dzieci. Pomarszczone,
popękane może tylko obserwować bezradnie okrucieństwo historii. Żal i smutek
rozrywa je od środka. W lipcu 1944 roku pojawia się nadzieja, hitlerowcy powoli
likwidują jedną z dwóch (oprócz Alei Szucha) największych katowni Warszawy. Nielicznych,
jeszcze żywych osadzonych, wysyłają do kilku obozów koncentracyjnych. Miesiąc
później wysadzają więzienie na Pawiaku w powietrze. Kiedy pył opada, wszystkie
niewinne dusze błąkają się po okolicy, atakują drzewo, które zmęczone strachem
i żalem traci wszystkie liście. Po zakończonej wojnie wydaje się, że nic złego
już się nie wydarzy. Jednak ludzie, którzy stracili rodziny w hitlerowskim
więzieniu, zadają drzewu nowy ból. Przybijają do pnia drzewa tabliczki, by
zabitych upamiętnić. Poranione drzewo pragnie już tylko śmierci. W 1984 roku
zaczyna obumierać. Warszawiacy jednak ratują niemego świadka dziejów metodami
konserwatorskimi. Nagie drzewo do teraz tkwi w tym samym miejscu. Trwa w niemym
proteście przeciw dawnym okropieństwom, jako symbol przewagi życia nad
śmiercią.
Rysunek i tekst inspirowane
wizytą w Muzeum Więzienia Pawiak w Warszawie - http://muzeum-niepodleglosci.pl/pawiak/
Anna Kowalska (1Hp)
Fot. A. Kowalska |