środa, 28 kwietnia 2021

Aleksandra Kaptur: Spadek Lancasterów [ROZDZIAŁ I]


Projekt okładki: J. Brzenczka
 

Posłuchaj pierwszego rozdziału "Spadku Lancasterów" - tutaj.
Czyta:
Szymon Folp


Rozdział I

Testament

 

Granatowy kabriolet z piskiem opon skrócił zakręt i minął tabliczkę z przekreślonym napisem Spring Valley. Na biegnącej wzdłuż łączki asfaltowej drodze rozbrzmiał odgłos silnika. Kilku rowerzystów zdjął strach, gdy rozpędzony samochód wyprzedził ich na podwójnej linii. Siedząca za kierownicą młoda kobieta poprawiła zsuwające się z jej nosa okulary przeciwsłoneczne. Pasmo czarnych włosów wymsknęło się spod czapki z daszkiem w wyniku naporu wiatru. Leżąca na przednim siedzeniu torebka zadrżała. Kobieta ściszyła radio i lewą ręką rozpoczęła poszukiwania swojego iPhone’a.

Mówiłam ci, żebyś do mnie nie dzwonił! - krzyknęła do telefonu, gdy tylko przeciągnęła zieloną słuchawkę.

- Clarie, pozwól mi wytłumaczyć…

Dochodzący z iPhone’a głos mężczyzny był wyraźnie wstrząśnięty.

- Nie ma czego. O wszystkim się dowiedziałam. Podziękuj Amy, że wysłała mi wasze zdjęcie z Paryża. To musiały być naprawdę udane „odwiedziny cioci”.

- Clarie, proszę, porozmawiajmy normalnie! Nie dałaś mi nawet szansy…

- Niektórzy na nią nie zasługują.

Clara zgłośniła odrobinę radio.

- Wyłącz się, Johny.

- Powiedz chociaż, co się z tobą dzieje?! Zostawiłaś klucze u sąsiadów, zabrałaś swoje rzeczy… Jesteś u Petera?

- Nie mieszaj w to mojego brata - rzuciła ostro Clara. - I wyłącz się wreszcie!

- Proszę, powiedz mi, gdzie jesteś!

- To już nie twoja sprawa.

Kobieta wyłączyła telefon i zgłośniła radio tak, żeby nie słyszeć po raz drugi dzwonienia. Nie słyszała też go po raz trzeci, czwarty i piąty. Nie słyszała przychodzących kolejno wiadomości. Włożyła iPhona z powrotem do torebki i delikatnie nacisnęła hamulec. Kabriolet zwolnił i skręcił w prawo, w wyboistą drogę prowadzącą przez niewielki lasek. Nad głową Clary przemknął zardzewiały szyld z nazwą Lancaster Manor.

Rozgrzaną promieniami słońca karoserię schłodził przyjemny cień. Delikatny wiaterek niósł z sobą śpiew ptaków i Clara wyłączyła radio. Nie wypadało hałasować w tym miejscu. Nie teraz. Porośnięty mchem drewniany krzyż na poboczu od razu zwrócił jej uwagę. Była to jedyna pozostałość po tajemniczym wypadku, z którym wiązała niezwykle ponure wspomnienia. To, co się tu wydarzyło, przez długi czas utwierdzało ją w przekonaniu, żeby zapomnieć o Lancaster Manor. A mimo tego nie potrafiła wymazać z pamięci miejsca, które zniszczyło jej młodzieńcze życie. Jeszcze kilka dni temu nie przypuszczała, że w ogóle będzie musiała tu przyjeżdżać. Minęły lata, odkąd ostatni raz spacerowała wyboistą drogą. Pewnie gdyby nie nawigacja, zgubiłaby się jeszcze przed wjazdem do Spring Valley. Wzięła głęboki oddech i wypuściła z siebie gniew powstały po rozmowie z Johnem. Nie zdążyła pogodzić się z tym, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach; z tym, że otrzymała pismo od notariusza, praca przeszkodziła jej w przyjeździe na pogrzeb, dowiedziała się o zdradzie, wreszcie wzięła urlop i następnego dnia wyprowadziła się z mieszkania byłego chłopaka. Nawet wyjeżdżając z Londynu, czuła w sercu palący gniew i niezaspokojoną potrzebę zemsty. Wiedziała, że nie powinna zostawać w mieście, więc postanowiła odpocząć. Pytanie, czy załatwianie spadkowych spraw można nazwać odpoczynkiem?

Ucieszyła się jednak, gdy na końcu alejki zobaczyła półokrągły podjazd, a za nim budynek starego zamku. Wjechała na otwartą przestrzeń i zatrzymała samochód przy tryskającej fontannie, tuż obok wejścia. Pan Bucket, notariusz, był już na miejscu. Jego biały mercedes stał w cieniu wysokich murów. Clara nie zdążyła wysiąść z auta, a masywne, rzeźbione drzwi wejściowe otwarły się ze zgrzytem. Na zewnątrz wyszedł starszy mężczyzna w czarnym fraku, o chudej, pokrytej zmarszczkami, pozbawionej jakiegokolwiek wyrazu twarzy.

- Lady Clara Lancaster? - wyrecytował monotonnie.

- Tak, to ja - odparła, zamykając samochód.

- Ferdynand Ducher, kamerdyner - przedstawił się staruszek. - Proszę wejść. Pan Bucket czeka w salonie.

Clara weszła po schodkach do chłodnego holu o marmurowej posadzce i surowych, kamiennych ścianach. Pamiętała go z czasów dzieciństwa, a szczególnie pół-kręte, zabytkowe schody, po których zjeżdżała na polowym materacu. Pamiętała też ogromny, złoty zegar, wybijający właśnie drugą. Pamiętała wiszące na ścianach przygnębiające portrety i żelazne żyrandole na długich łańcuchach. Strzegące wejścia zbroje wydały jej się zakurzone, choć nadal tak samo przerażające.

Przeszła za kamerdynerem do ciemnego korytarza, oddzielającego hol od pomieszczeń gościnnych. Jednym z nich był wielki salon z widokiem na ogród. Pan Bucket, miejscowy notariusz w średnim wieku, siedział wygodnie na jednej z granatowych kanap, wodząc wzrokiem po spękanym suficie. Na dębowym stoliku przygotowano podwieczorek; herbatę, ciasto i półmiski z owocami. W szerokim, kamiennym kominku tlił się jeszcze ogień. Wiszący nad nim rodowy herb Lancasterów, skrzyżowane miecze na złotej tarczy, lśnił w promieniach słońca. Ustawiony w kącie fortepian przykrywała biała płachta. Na drewnianym kredensie ustawiono planszę z niedokończoną partyjką szachów.

- Pani Claro, witamy w Lancaster Manor!

Bucket ożywił się na widok Clary i uścisnął jej dłoń. Wskazał na kanapę obok, nakrytą białym futrem i pełną aksamitnych poduszek. Clara usiadła, zdejmując czapkę z daszkiem i ciemne okulary.

- Przepraszam, że niepokoję panią tak nagle, ale jak już wspominałem, pani babcia, Elizabeth Carter-Lancaster, zmarła trzy tygodnie temu. Proszę przyjąć szczere wyrazy współczucia.

- Niepotrzebnie - powiedziała Clara, krzyżując ramiona. - Moja rodzina nie utrzymywała kontaktów z babcią od wielu lat. Nie byliśmy sobie zbyt bliscy. Babcia, szczególnie w ostatnim czasie, nie darzyła nas wielką sympatią.

- Moim zdaniem, wręcz przeciwnie - oznajmił Bucket. - Służba może potwierdzić, że babcia często o pani wspominała. Już od dłuższego czasu planowała ustanowić panią swoją główną spadkobierczynią.

- Widocznie nie miała innego wyboru.

Clara nalała do filiżanki trochę herbaty z porcelanowego imbryka.

- Jak pan wie, mój ojciec został wydziedziczony tuż po przeprowadzce do Londynu. Nie wierzę, aby babcia zaczęła tolerować jego spontaniczną decyzję. Z kolei wujek Johnattan, młodszy brat ojca, już od początku skazany był na porażkę. Wyprowadzanie go z ośrodka leczenia uzależnień zajęłoby z pewnością sporo czasu. Ciocia Joanne nie wytrzymała mieszkania w tym zamku i w wieku dwudziestu lat uciekła do Nowego Jorku. Proszę mi wierzyć, na liście kandydatów zostaliśmy tylko ja i mój brat, który nie otrzymał jednak zaproszenia do posiadłości.

- Pan Peter Lancaster nie został wymieniony w testamencie pani babci. Denatka zwróciła jedynie uwagę na odziedziczenie przez niego domu po pani ojcu w Cambridge.

- Owszem, po wypadku Peter otrzymał dom, a ja udziały w rodzinnej firmie. Nie rozumiem tylko, dlaczego babcię to interesowało.

- Chyba nie docenia pani potencjału własnej babci.

Bucket nałożył sobie na talerzyk odrobinę czekoladowego ciasta.

- W dzisiejszych czasach wiele osób potrafi dorobić się majątku na handlu nieruchomościami - odparła Clara dyplomatycznie. - Wystarczy posiadać instynkt do podejmowania właściwych decyzji i umiejętność przewidywania notowań londyńskiej giełdy.

- Interesujące stwierdzenie: wystarczy

- W mailu napisał pan, że jest notariuszem, nie adwokatem.

Clara uśmiechnęła się ironicznie.

- Proszę więc zająć się sprawą spadku, a nie przekonywać mnie do szlachetności intencji mojej babci. Była zapracowaną kobietą; artystką, jeśli zaliczać do tego grona również pisarzy, łączącą pasję z życiem biznesowym. Kariera pochłonęła ją całkowicie. Nic dziwnego, że nie znalazła w grafiku czasu dla rodziny.

- Rozumiem pani rozżalenie - oświadczył Bucket, wstając i podchodząc do wysokiej komody - ale radzę nie obwiniać babci za całokształt swojego życiorysu. Czy nie uważa pani, że zmarłym należy się przebaczenie?

Podniósł z komody grubą teczkę.

- Jakkolwiek nie postępowaliby za życia, jednak zasłużyli na wieczny odpoczynek.

Clara upiła kilka łyków herbaty, aby zająć się czymkolwiek w chwili ponurego milczenia. Bucket spojrzał na nią z ukosa, po czym znów usiadł na kanapie i otworzył teczkę.

- No dobrze - mruknął i położył na stoliczku dwie kartki; jedną wypełnioną pochyłym, ręcznym pismem, drugą urzędowym drukiem.

- Testament i zaświadczenie o przejęciu spadku. Przeczytać testament?

- Koniecznie.

- Proszę bardzo.

Bucket odchrząknął.

- Jako wyrażenie ostatniej woli, przekazuję zamek Lancaster Manor wraz z wydzieloną częścią jeziora, łąką, polami, działkami budowlanymi o łącznej powierzchni… O matko…

- Niech pan pominie dane liczbowe.

- ... środki finansowe zgromadzone w bankach w Zurichu i Londynie oraz prywatne zbiory kolekcjonerskie w bibliotece w Spring Valley o wartości… Dobrze, bez danych liczbowych… mojej wnuczce, Clarze Elizabeth Mary Lancaster. Firmę Lancaster Company wraz z dożywotnim stanowiskiem prezesa dziedziczy mój syn, Johnattan Harold Lancaster…

- Wujek Johnattan? - zdziwiła się Clara. - Naprawdę?

- Tak, ale… z pełnomocnictwem mojej córki, Joanne Alexandry Lancaster. Przekazuję jej również mieszkanie w Edynburgu i domek letniskowy na wyspie Madera. Pragnę jednak zaznaczyć, że Clarze Elizabeth Mary Lancaster, jako głównej spadkobierczyni, będzie przysługiwać dziesięć procent udziału w rocznych dochodach firmy. Mówiąc krótko, babcia przekazała pani naprawdę duży majątek.

- Czy mogłabym jeszcze raz to przejrzeć?

Clara dorwała się do testamentu i przeczytała go dwukrotnie, nim zrozumiała pełny sens zdań. - Ale… To ogromne pieniądze… i ten zamek… Dlaczego babcia mi go przepisała?

- Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem tylko, że prócz wymienionych w testamencie dóbr pragnęła przekazać pani coś jeszcze.

- Proszę?

Bucket klasnął w ręce. Drzwi do salonu otwarły się. Wysuszony kamerdyner przyniósł drewniane pudełko, którego wieko zdobił wizerunek czerwonej róży. Sztywnym gestem wręczył je Clarze i oddalił się na korytarz niczym cień.

- Ponoć to osobista sprawa - tłumaczył notariusz. - Babcia chciała, żeby to pani przejrzała w wolnym czasie.

Clara nie odpowiedziała. Kurczowo trzymała w rękach drewniane pudełko, przyglądając się jego spękanej fakturze. Czuła kwiatową woń, ulubiony zapach babci, płynącą spod niedomkniętego wieka. We wpadającym przez wysokie okna słonecznym świetle widziała tłuste odciski palców. Nigdy jeszcze żadna rzecz nie wydała się jej tak osobista.

- Czy wyraża pani zgodę na przyjęcie spadku? - spytał Bucket głośno i wyraźnie. Clara wpatrywała się tępym wzrokiem w kartkę papieru. Potrzebowała pieniędzy, tym bardziej po rozstaniu z Johnem i stracie tymczasowego dachu nad głową. Miała świadomość, że ten majątek jej się nie należał i że nie powinna go przyjmować. Ale taka była przecież ostatnia wola jej babci. Chciała wynagrodzić jej brak czasu, brak empatii, brak miłości… Tylko czy to wszystko dało się uregulować za pomocą zwykłego podpisu? Jednego ruchu ręką?

- Czy przyjmuje pani spadek? - powtórzył Bucket. W jego głosie pojawiła się dziwna niepewność.

- Em… - Clara wróciła do rzeczywistości. - Tak, przyjmuję.

Bucket odetchnął z ulgą, co skrycie zaskoczyło Clarę. Nie miała pojęcia, dlaczego podsunął jej zaświadczenie o przyjęciu spadku praktycznie pod sam nos. Denerwowało ją też, że przyglądał się z głęboką uwagą, jak czytała dokument punkt po punkcie i analizowała pojedyncze treści. Najbardziej jednak nie rozumiała tej kropli potu na czole, gdy granatowy długopis zawisł tuż obok daty dziesiątego lipca. Rzuciła notariuszowi pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym stanowczo podpisała dokument. To było wszystko. Wszystko, co sprawiło, że przejęła spadek.

- Mogłabym poprosić o kopię? - spytała notariusza, który uśmiechnął się nagle od ucha do ucha. Na wszelki wypadek podpisała także kopię, żeby w przyszłości uniknąć wszelkich nieporozumień prawnych. Gdy oddawała Bucketowi oryginał, poczuła wilgoć jego dłoni. Notariusz czym prędzej wsunął dokument do skórzanej torby i zatrzasnął wieko.

- Fiu, problem z głowy… - bąknął pod nosem.

- Co chce pan przez to powiedzieć? - Clara zaciekawiła się.

- Cóż… że uregulowaliśmy tym samym wszelkie formalności.

Notariusz wstał i wytarł mokre dłonie w szarą marynarkę.

- Będę już wychodzić. Mam dzisiaj jeszcze dwa spotkania i nie chciałbym przedłużać…

- Naturalnie… - Clara również wstała i odprowadziła mężczyznę do drzwi. Gdy odwracał się na pożegnanie, zauważyła przebiegły przebłysk w jego oczach. Szybki, pełen energii, chytry przebłysk. Zaraz przyćmił go promienny uśmiech, wykrzywiający brodę i policzki.

- Miło było panią poznać - powiedział.

- I wzajemnie.

- Mógłbym jeszcze o coś spytać, tak z czystej ciekawości?

- Proszę się nie krępować.

- Co zamierza pani zrobić z zamkiem? Sprzedać?

- Najprawdopodobniej - Clara westchnęła. - Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się go odziedziczyć. Liczyłam raczej na udziały w firmie. Ale widocznie czasem tak bywa…

Spojrzała na wysoki strop i zmusiła się do lekkiego uśmiechu.

- Na razie planuję tutaj zostać, przynajmniej do końca miesiąca. Wzięłam urlop, ale jeśli mój szef wyrazi zgodę, popracuję trochę poza biurem. Później zastanowię się nad jakimś ogłoszeniem. To duża posiadłość, niełatwo będzie ją sprzedać.

- Och, jestem przekonany, że za kilka tygodni nawet nie pomyśli pani o transakcji. To miejsce ma w sobie coś, co zatrzymuje w nim ludzi na znacznie dłużej. Mogę się założyć, że urzeknie również panią.

Mrugnął do Clary porozumiewawczo i zniknął za drzwiami. Na korytarzu rozbrzmiał odgłos szybkich kroków. Clara pomyślała, że Bucket musiał być naprawdę zajętym człowiekiem, skoro nawet nie dokończył kawałka ciasta. Filiżankę zostawił do połowy pełną. Pracoholik? Nadęty bałwan nie szanujący czyjejś gościnności? Clara z początku chciała w to wierzyć. Czas pokazał, że przebiegły blask w oczach notariusza był przestrogą przed tym, co ją czekało.


 

Fot. J. Brzenczka

Aleksandra Kaptur to uczennica klasy 2J (językowej). W 2019 roku wydała swoją debiutancką powieść dla młodzieży pt. „Arkada”. W wywiadzie dla „Ad operam!” Ola powiedziała, że pisanie jest jej pasją, która sprawia jej ogromną radość. Do tego pomaga wierzyć, że nic nie jest tak jednoznaczne i proste, jak się z pozoru wydaje.