Fot. J. Brzenczka |
I w trakcie tego powolnego umierania, gdy wznosimy się ponad organiczność i znowu sromotnie się w nią zapadamy, chlubą i przywilejem jest kochać to, czego śmierć nie tknie.
Donna Tartt, Szczygieł[1]
Na przestrzeni lat nie zmieniło się za wiele. W sercach współczesnych gnieżdżą się te same troski, które dręczyły tych, którzy teraz spoglądają na nas z góry. Zdaje się, że radość ma nadal tę samą formę – czasem zmienia się tylko obiekt radości. Z tego co wiem, to krew wciąż ma lekko metaliczny posmak. Natomiast pragnienie miłości jest wciąż tak samo intensywne jak kiedyś. Rok ma 365 dni, 5 godzin i 48 minut. Kiedy usiądziemy pod drzewem, to może uderzyć nas spadające na ziemię jabłko. Wiem, mamy trochę trudniej - nikt z nas już nie zostanie drugim Newtonem. Ale nadal rozpadamy się. Jestem pewna, że kiedyś uniesiemy się w powietrze, zupełnie samoistnie, i zostaniemy rozbici przez wiatr na cztery strony świata, tak że zupełnie nic już po nas nie pozostanie. Żyjąc, tracimy życie.[2]
Z kolei wystarczy tylko przez krótką chwilę poobserwować ulicę jakiegoś wielkiego miasta, by przekonać się w czym tkwi cała różnica. Ktoś, chyba celowo zasłonił niebo. Gdzieś pod warstwą szarego dymu zgubił się błękit. To prawda, czasami smog znika, ale wtedy ktoś, kto wyciągałby głowę do góry, mógłby to robić w nagłym przypływie zachwytu, wodząc spojrzeniem po ciągnących się wyżej i wyżej piętrach biurowca, lecz żeby tak w poszukiwaniu odwiecznego bytu… hmm, czyż to już nie wyszło z mody? W miastach wszystko zmienia się błyskawicznie. Powstają nowe drogi, mosty, centra handlowe… Za zakrętem, gdzie kiedyś nie było nic, tylko pola z kołyszącą się spokojnie pszenicą, teraz dopiero zaczyna się świat. A koniec? Jaki koniec? Chyba w ogóle, żadnego nie ma… W każdym roku powstaje kilka nowych idei, które jak wszystko po zużyciu, trafią do kosza. Nasze ciało przewija się niczym taśmie produkcyjna - od jednego dnia do drugiego. To nie jest takie szare, to tylko tak czasami wygląda w moich oczach. Bo w końcu wciąż powstają nowe drogi. My budujemy dla […] siebie, na własne potrzeby. Burzymy i odbudowujemy, zgodnie z oczekiwaniem, że sami zostaniemy zburzeni i odbudowani. Oto impuls do tworzenia i płodności. Budzi się odkrywczość, inwencja staje na baczność.[3]
Jednak główna zmiana tkwi w spojrzeniu, które coraz częściej nie bada naprawdę otaczającego świata, tylko skierowane jest w dół; wówczas głowa jest pochylona, a cała postać zgarbiona, jakby skulona w sobie. W jej oczach odbija się sztuczne światło o wielu kolorach. To źródło ma taki zimny, jednostajny blask i niby oświetla, ale tak naprawdę, sieje w duszy mrok.
I właśnie w takich czasach przyszło nam żyć.
I
Przesuwając wzrokiem po czarnych literach wydrukowanych na cienkim papierze, bawimy się w najpiękniejszą zabawę, jaką sobie ludzkość wymyśliła[4] . Zdaje się, że stosunkowo niewiele osób bierze w niej udział. Jeśli wierzyć statystyką to w 2019 r. 61% Polaków nie przeczytało ani jednej książki[5]. A n i j e d n e j. A przecież czytanie dobrej powieści sprawia przyjemność i radość.[6], wobec tego miliony świadomie odmawia sobie szczerego uśmiechu radości czy też głębokiej zadumy na rzecz błahych doświadczeń kultury popularnej. Ale odpowiedź na pytanie, czy ludzie w XXI wieku czytają książki, brzmi: to zależy gdzie. Nasi rodacy nie czytają. Natomiast w wielu innych krajach stan czytelnictwa jest przyzwoity (w Czechach czy Rosji), a nawet imponujący (w Indiach, Tajlandii czy Chinach)[7]. Dlatego nie będę tutaj nikogo krytykowała. Za Markiem Twainem powiem im, że człowiek, który nie czyta książek, nie ma żadnej przewagi nad tym, który nie potrafi czytać i skupię się raczej na samej istocie czytania.
Tak się składa, że czytanie jest sztuką – i to taką, którą tylko nieliczni mogą uprawiać w najpełniejszej, najdoskonalszej formie. A dlaczego? Przecież wszyscy potrafimy czytać! Jest tak dlatego, że trzeba być obdarzonym nie tylko wielką subtelnością percepcji, ale także śmiałością wyobraźni, żeby skorzystać ze wszystkiego, co powieściopisarz – wielki artysta – ofiarowuje czytelnikom.[8] I chodzi tutaj o pewne umiejętności, które uczniowie zdobywają na lekcjach języka ojczystego. Virginia Woolf twierdzi, że z predyspozycjami do wnikliwego czytania człowiek się rodzi. Ta teza wcale nie trwoży mego serca. Jest przecież mnóstwo rzeczy, do których trzeba mieć wrodzone predyspozycje – a więc to, co powszechnie nazywamy talentem. Weźmy dla przykładu pisanie. Prawdziwy pisarz to ten, który ma talent - żyje słowami i słowa ciągle układa. Swojej pracy nie traktuje jako zawodu (to zbyt ordynarne), lecz jak misję. Zaspokaja potrzebę wyrażenia siebie w słowach. Oczywiście pisaniem zajmuje się mnóstwo ludzi, niejednokrotnie wśród nich są i tacy, którzy chcą uchodzić za pisarzy, ale to zwykli przebierańcy, nierzadko nieświadomi noszonego kostiumu. Cały problem polega na tym, że w wielu przypadkach nie wiemy, czy za daną książką kryje się przebieraniec, czy też prawdziwy pisarz. Co do kilku nazwisk na pewno nie mamy wątpliwości: Szekspir, Mickiewicz, Brontë, Orzeszkowa, Prus, Tołstoj, Bułhakow, Woolf, Miłosz, Tartt, Szymborska, Tokarczuk… a co do reszty, to trudno powiedzieć; Dokładnie tak samo jest z czytaniem, z tą różnicą że czytelnik-przebieraniec nie szkodzi społeczeństwu.
Pamiętam ten moment, kiedy po raz pierwszy zdziwiłam się, jak można potraktować książkę obojętnie, zupełnie nie zwrócić na nią uwagi. Miałam wtedy siedem lat i właśnie otrzymałam wolność wartą tysiąc papierosów[9]; cała klasa na dobry początek dostała po jednej wypożyczonej książeczce ze szkolnej biblioteki, wybranej przypadkowo z regału dziecięcego. Mnie przypadła w udziale króciutka ilustrowana opowieść o wróżkach. Dziś nie pamiętam już szczegółów fabuły. Przypominam sobie, że książeczka miała kształt kwadratu, tekstu było niewiele, za to wiele stron niebieskich. Tego samego dnia, po powrocie do domu, jednym tchem przeczytałam całą książeczkę. Tak się złożyło, że później spotkałam się z moją ówczesną przyjaciółką. Zapytałam ją, czy przeczytała już książkę, którą dostała. Obie zdziwiłyśmy się. Przyjaciółka dlatego, że chyba nie wiedziała, że książki się czyta – a ja, bo nie przypuszczałam, iż można było tego nie wiedzieć.
Czasem odnoszę wrażenie, że Internet zabił literaturę. Chociaż nie… Internet zabija literaturę. Powoli, lecz z coraz większą skutecznością, przyciąga uwagę czytelników literatury. W jego sidła wpadną najpierw ci, którzy nie kochają książek, a są w stanie zadowolić się czymś mniej wymagającym. To prawda, nasza wirtualna rzeczywistość wiele ułatwia, ma niemal nieograniczone możliwości czynienia dobra, może promować czytelnictwo, ale… jednocześnie wiele zabiera. Wyrywa nam głównie bezcenny czas; odbiera cząstkę duszy, deformuje.
Tata powiedział mi niedawno, że w czasach PRL-u, w świecie przed Internetem, w Raciborzu prężnie działało siedem księgarni. W miejscu, gdzie znajduje się obecnie Empik, była nawet czytelnia, w które nierzadko nie można było znaleźć jednego wolnego miejsca. Obecnie mamy trzy prosperujące księgarnie i jedną podupadającą. Różnica jest więc znacząca. Na początku nie mogłam uwierzyć, że kiedyś było tak duże zapotrzebowanie na książki w naszym mieście. Tata wyjaśnił mi, skąd ta zmiana: ludzie czytali więcej, bo nie było Internetu. Teraz, kiedy ktoś chce coś przeczytać, to najpierw szuka w wirtualnym świecie. Nie mogę nie zgodzić się z tą obserwacją.
Cóż to znaczy: czytać książki? To znaczy czytać w każdej wolnej chwili czy tylko poczytywać co nieco, kiedy akurat nie ma się ochoty na kolejny odcinek serialu? Dla mnie czytelnikiem jest każdy, kto czyta co najmniej jedną książkę w miesiącu. Wobec tego, ile jest takich osób? W moim najbliższym otoczeniu – na szczęście wiele. W Polsce - mało, w Europie Zachodniej - przyzwoicie, a na całym świecie - cóż mogłoby być lepiej.
To takie smutne, że tylko niektórzy korzystają z jednego z największych cudów ludzkiej cywilizacji[10]. A przecież to takie proste! Henryk Mann radzi: Postanów sobie czytać codziennie, choćby przez kwadrans, po roku odczujesz skutki...
II
Literatura współczesna ma wiele twarzy. Chodzi ubrana zupełnie tak, jak jej się podoba. Dla ludzi bez treningu trudnością staje się odróżnienie grafomana od biznesmena literatury, a tego z kolei od geniusza. Cały problem polega na tym, że nawet gdyby warunki były sprzyjające, jest rzeczą całkowicie niemożliwą dla żyjących, by ocenić dzieła żyjących[11]. Obiektywnej ocenie zdecydowanie pomaga czas.
Chociaż XXI wiek nie jest czasem literackim, to pomimo tego mamy nadprodukcję książek epickich, których nikt nie jest w stanie na bieżąco czytać. Tymczasem nie dalej jak wczoraj byłam w głównej księgarni w mieście – a tam zobaczyłam całe dwa regały, uginające się pod ciężarem NOWOŚCI bądź też BESTSELLERÓW. Wielkie litery krzyczą, wabią, chcą nas skusić, pragną byśmy wyszli ze sklepu z co najmniej jedną nowością w ręce. A na półkach: Stephen King, Remigiusz Mróz, Wojciech Chmielarz, Katarzyna Bonda… Ale zdobycie pewnego prestiżu to nie wszystko, gdyż na szczytach nigdy nie jest ciepło. Wieją lodowate wichry, każdy stoi skulony i musi pilnować się, żeby sąsiad nie strącił go w przepaść.[12]; Z powodu komercjalizacji literatury, z powodu pisania dla zysku prawdziwa literatura ginie – zasypana jest książkami na podpałkę. Tęsknię za sytuacją, w której sprawdzałoby się zdanie Melchiora Wańkowicza: Zdaje mi się, że nie zrobi kariery pisarz przemyśliwiający, co by tu było „chodliwe”. Jedynie taki pisarz, który ulega pasji własnych zainteresowań, jest na właściwej drodze[13].
Trudno zaprzeczyć, że żyjemy w czasach niepoetyckich. Nazwiska Luise Glück, Ewy Lipskiej, Tomasza Jastruna są dla młodych ludzi obce. Czytanie poezji powoli odchodzi w niepamięć. W księgarniach prawie nie sprzedaje się poezji. Owszem, gdzieniegdzie jakiś tomik można znaleźć, ale ogólnie rzecz biorąc, poetyckich pozycji jest bardzo, bardzo niewiele. Z czego to wynika? Możliwe, że z tego, iż poezja wiele od czytelnika wymaga, a przeciętny czytelnik woli od wymagań uciec.
Nawet jeśli wyczerpiemy wszystkie obrazy i przelejemy słowa przez palce jak wodę i tak nie wypowiemy tego, co sprawia, że są takie poranki, kiedy budzimy się z pragnieniem poezji. [14] - stwierdziła Virginia Woolf. Ja jej wierzę. Utwory liryczne są zazwyczaj niewielkie, ale za to jakie treściwe! Dla zilustrowania weźmy taki wers: Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.[15] Poeta w ośmiu słowach zamknął przestrzeń całego życia kilku pokoleń. Albo ten utwór składający się zaledwie z jednego zdania: Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum w namalowanej ciszy i skupieniu mleko z dzbanka do miski dzień po dniu przelewa, nie zasługuje Świat na koniec świata.[16] Oto ten rodzaj poezji, którą można delektować się bez końca.
Jeżeli chodzić o dramaty poetycki albo o dramaty w ogóle, to tych pierwszych w ogóle się już nie pisze, a tych drugich nie wydaje. Dramat poetycki umierał już powoli od początku XX wieku – najpierw prawie niezauważalnie, później z coraz większą intensywnością. Już nawet sama Virginia Woolf pisała: Kiedy bowiem spojrzymy na stan dramatu poetyckiego, ogarną nas z pewnością poważne wątpliwości, czy jakakolwiek siła może jeszcze tę formę ożywić.[17]
Tak doszliśmy do prozy. A w dzisiejszych czasach proza prozie nierówna. Może się zdarzyć, że na jednej półce obok literatury pięknej będą stały kryminały, a obok kryminałów biografie, a jeszcze dalej powieści fantasy. Czytelnicy najchętniej sięgają po kryminały (także thrillery i powieści grozy) oraz pozycje z kategorii non-fiction. A „dzieła” te przeważnie są idealnymi przedstawicielkami swojego rodzaju, a co za tym idzie Coraz częściej gatunkowe dzieło przypomina foremkę do ciasta, która produkuje bardzo podobne rezultaty, ich przewidywalność uważana jest za cnotę, ich banalność za osiągnięcie. Czytelnik wie, czego ma się spodziewać, i dostaje dokładnie to, co chciał.[18]. Według takiego schematu powstało już mnóstwo powieści, o zgrozo, cieszących się ogromnym zainteresowaniem odbiorców, i zapewne powstanie ich jeszcze więcej.
Powieści kryminalne uważam właściwie za rozrywkowe. Są niczym innym, jak zanurzeniem się w ciemną stronę świata, bezpiecznym zawędrowaniem na margines. Niejednokrotnie takie powieści mówią nam co nieco o metodzie postępowania mordercy, jego psychice, zdemoralizowaniu… Ale nie ukrywajmy, że nie każda tego typu książka będzie drugą „Zbrodnią i karą” czy „Tajemną historią”, która opowie nam, jak łatwo jest zabić, a jak trudno jest żyć?
Z reportażami sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. One są wiernym odbiciem naszej rzeczywistości; pokazują nam prawdę o rzeczach, o których nigdy byśmy się nie dowiedzieli, a co najważniejsze – poszerzają bez znieczulenia świadomość, na jakim świecie żyjemy. Reportaż to – według definicji Mariusza Szczygła – nieumiejętność przeżycia własnego doświadczenia egzystencjalnego za pomocą fikcji.[19] A więc jest to najsurowsze przedstawienie naszego tu i teraz z użyciem tego samego warsztatu, z jakiego słynie literatura piękna.
Wspomnę jeszcze o biografistyce.
Ten rodzaj piśmiennictwa powstał po to, by zaspokoić ciekawość życia jednej
kategorii ludzi: zasłużonych lub sławnych. Chcemy wiedzieć, gdzie i kiedy żył ów prawdziwy człowiek, jak
wyglądał, czy nosił sznurowane trzewiki, czy sztyblety, kim były jego ciotki i
jego przyjaciele; jak wydmuchiwał nos; kogo kochał i jak; a kiedy mu przyszło
umierać, czy umarł we własnym łóżku, jak chrześcijanin, czy też… .[20]
Żyjemy w otoczeniu narracji pierwszoosobowej, zupełnie tak, jakby nagle wszyscy wzięli sobie do serca słowa Michelle Obamy: Jeśli otworzymy się bardziej i opowiemy o sobie, to przełamie bariery. […] Twojej historii nikt ci nie odbierze. Należy do ciebie.[21] A tak na poważnie to narracja prowadzona w pierwszej osobie jest bardzo charakterystyczna dla współczesnej optyki, w której jednostka pełni funkcję subiektywnego centrum świata. Cywilizacja Zachodu jest w dużej mierze zbudowana i oparta właśnie na nowym odkryciu „ja”, które stanowi jedną z najważniejszych miar rzeczywistości.[22] Lecz takie doświadczenie czytelnicze zaskakująco często jest niekompletne i rozczarowujące, bo okazuje się, że ekspresja autorskiego „ja” nie daje gwarancji uniwersalności.[23]
III
Jeżeli chodzi odpowiedź na pytania, co czytać, to należy ufać tylko dwóm głosom: swojej intuicji oraz przyjaciołom.
IV
Potrzeba nam prawdziwej literackiej rewolucji – zwłaszcza nowego programu, nowiuteńkich, ożywczych idei. Ach! Jakże bym chciała przeczytać manifest nowej awangardy, który łączyłby skrzydła młodości z szukaniem prawdy jasnego płomienia. Albo nie! To już było i to we wszystkich konfiguracjach.
Nam trzeba eksperymentu, wolności, a b s o l u t n e j n o w o ś c i. Czy pomysł naszej Noblistki Olgi Tokarczuk nie jest tego przedsmakiem? Sama przedstawia go tak: Marzy mi się także nowy rodzaj narratora – „czwartoosobowego”, który oczywiście nie sprowadza się tyko do jakiegoś konstruktu gramatycznego, ale potrafi zawrzeć w sobie zarówno perspektywę każdej z postaci, jak i umiejętność wykraczania poza horyzont każdej z nich; który widzi więcej i szerzej, który jest w stanie zignorować czas.[24]
Mnie z kolei marzy się literatura refleksyjna o najwyższym poziomie artystycznym; która stawia czytelnikowi wymagania, a także ma w sobie rytmiczność i magię poezji. Jest to literatura najwyższych lotów, najdoskonalsza, nieprzypadkowa, przemyślana w każdym calu. Właśnie taka ma siłę rzeźbić duszę.
[1] Donna Tartt Szczygieł, Wydawnictwo Znak litera nova, Kraków 2015.
[2] Mariusz Szczygieł Przeczucie (słowa Marii Janion), w: Nie ma, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2018.
[3] Virginia Woolf Fala na Oxford Street, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krater, Kraków 2018.
[4] Słowa Wisławy Szymborskiej.
[6] Olga Tokarczuk Lalka i perła, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
[7] Za: Indeks World Culture Score 2019.
[8] Virginia Woolf Jak czytać książki?, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krater, Kraków 2018.
[9] Zob. Roma Sendyka Wolność warta tysiąca papierosów, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krakter, Kraków 2018.
[10] Słowa Marii Dąbrowskiej.
[11] Słowa Matthewa Arnolda z eseju Recenzowanie, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krakter, Kraków 2018.
[12] Ryszard Kapuściński Cesarz, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1978.
[13] Melchior Wańkowicz Nie ma namiastki na dociekliwość, w: Karafka La Fontaine’a Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983.
[14] Virginia Woolf Czytanie, w: Eseje wybrane Wydawnictwo Karakter, Kraków 2018.
[15] Daniel Naborowski Krótkość żywota (fragment).
[16] Wisława Szymborska Vermeer.
[17] Virginia Woolf Poezja, powieść i przyszłość, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krater 2018.
[18] Olga Tokarczuk Czuły narrator, w: Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
[19] Mariusz Szczygieł Reportaż, w: Nie ma, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2018.
[20] Virginia Woolf Sztuka biografii, w: Eseje wybrane, Wydawnictwo Krater, Kraków 2018.
[21] Michelle Obama Becoming. Moja historia, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2019 – oraz z filmu dokumentalnego Becoming. Moja historia w reż. Nadii Hallgren.
[22] Olga Tokarczuk Czuły narrator, w: Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
[23] Tamże.
[24] Tamże.