czwartek, 23 marca 2017

Proszę Państwa: JANUSZ SOBCZAK! [POEZJA]


Chociaż pisze od lat, publicznie nie ogłosił tylu tekstów na raz. Zaszczycił wieczór poetycki i... wprawił salę w doskonały nastrój. Przeczytajcie i doceńcie świetnego stylizatora, który na co dzień liczy z gimnazjalistami ułamki, a licealistom tłumaczy zasady termodynamiki. Proszę Państwa: JANUSZ SOBCZAK!


fot. copyright by Marc Bonnetin


JANUSZ SOBCZAK

(autoprezentacja)


Jeśli wziąć pod uwagę grupy twórców, urodzonych 8 kwietnia 1964r., mających 186 cm wzrostu i 73 kg wagi, uczących fizyki i matematyki w raciborskich szkołach ponadgimnazjalnych, to Janusz Sobczak jest bez wątpienia jej najwybitniejszym przedstawicielem.

Jako satyryk jest powszechnie nieznany – nie tylko w Polsce, lecz także w Czechach, Niemczech, Finlandii, a nawet – uwaga: w Stanach Zjednoczonych oraz w Australii. Zadebiutował w latach 80-tych ubiegłego wieku w studenckim kabarecie „Odnowa Biologiczna”, od czasu do czasu zdobywając jakieś nagrody, m.in. wyróżnienie na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie.

Jeżeli chodzi o naukę, należy podkreślić, że był piątkowym studentem, natomiast w poniedziałki, wtorki, środy i czwartki oddawał się wyżej wymienionej działalności.

Miał swoje pięć minut (niecałe) w TVP 2, wygrywając w programie „Śmieszyć każdy może”. Według optymistycznych szacunków, kilkunastu widzów się śmiało. Śmieją się do dziś. Zresztą wcześniej, przed obejrzeniem programu, też się śmiali.

Wolny czas spędza, projektując i wykonując prototypy urządzeń, mających być panaceum na nieuchronnie czekający ludzkość kryzys energetyczny. Z tych pomysłów ludzie śmieją się bardziej niż z jego utworów satyrycznych.

W wolne od pracy dni, jeżeli tylko wieje północny wiatr z prędkością ok. 5 m/s, wyrusza do Czech w okolice Trzińca na słynny szczyt „Javorovy Vrch”, z którego odlatuje na niebiesko-czerwono-białej paralotni Ozone Rush 2. Dodatkową porcję adrenaliny zapewnia mu tam linia wysokiego napięcia, nad którą trzeba dość nisko przelecieć przy podejściu do lądowania.

Teksty zaprezentowane podczas wieczoru poetyckiego miały swoją premierę na antenie Radia Opole w interpretacji aktora Teatru im. Jana Kochanowskiego, Waldemara Kotasa, w cyklu audycji pt. „Czkawka etnografa, czyli legendy polskie dla niektórych”.



O WAWELSKIM SMOKU


Jak twierdziło osób wiele,
W owej grocie pod Wawelem,
Poczynając sobie śmiele,
Smok przebywał – z łbem jak cielę!
Nie jest również tajemnica,
Że co obiad – to dziewica,
Młoda i gładkiego lica,
Bo inaczej – jak on ryczał!
Szczęściem, znalazł się Dratewka -
Szewczyk, co opodal mieszkał;
Pomysłowy był koleżka,
A więc smoka nie omieszkał
Poczęstować kupnym winem -
Kiepskim, tanim i rodzimem,
Co siarczanów odrobinę
Zawierało, i przyczynę
Dało, że nazajutrz kaca
Smok miał (przy tym bardzo zwracał)
Tedy w Wiśle łeb umaczał
I jął pić tę wodę, pacan!
Dzięki Wisły nieczystości
Osłabiło mu wnętrzności,
Aż smokowi jegomości
Brzuch nie tworzył już całości.
Widok, jak po harakiri -
A szewczyna: -Jak to?! Czyliż
Sam mam pić już od tej chwili?..
...Może byśmy go tak – zszyli?..
-Pamiętajmy po wsze czasy,
Że na imię szewc miał Wasyl,
No więc Wasyl smoka zaszył
I do flaszy: - Zdrowie nasze!!
Nu, ty, dragon, nie odmawiaj!!
-Wasyl... zaraz puszczę pawia...
-Oj, coś twoja głowa słaba,
Lecz się nie martw, klin - uzdrawia!
Więc, jak sami tu widzicie,
Znowu było ostre picie,
Wisła, kac, pękanie, szycie –
Tak płynęło smocze życie.
Smutne, prawda? Bez polotu -
Nie tak, jak u innych smoków...
Bo w pijackim swym amoku
APORTOWAĆ był on gotów!..
Jęli sarkać Krakowianie:
- Cóż to jest za smok, mój panie!
Alkoholik! Obrzyganiec!
Niechże w końcu pić przestanie!
Chociaż spokój dał dziewicom,
To nie smok już, lecz... Bóg wi co!
Wstyd przynosisz, pijanico!
Z nas się śmieją za granicą!
Lecz pomimo mieszczan obaw
Dalej siarkę pili oba
Aż smokowi trrach! – wątroba
I w ten sposób wykorkował.
* * *
Tak, gdy człek już powstał z małpy,
Wyginęły dinozaury:
Los ich był tragicznie marny,
Kiedy się z  K u l t u r ą  starły.




O KNIAZIU POPIELU I O MYSZACH


Bo to, wiecie, było tak: kniaź Popiel
Miód z pucharu wielkim haustem dopił,
Spojrzał krzywo na sproszone wuje
I pomyślał sobie tak: -Wytruję
Towarzystwo całe, jakem... Lila?..
Bordo? Granat? Nie... Ultramaryna...
( Bo z człowiekiem tak też czasem bywa,
Że nie pomni, jak się sam nazywa)
-Szkarłat? Khaki? O, już wiem, jak: Popiel!
Tedy Popiel złym zatoczył okiem
I, mocując bardzo się z językiem,
Wybełkotał: -Wina!! ...z arszenikiem...
Wuje takoż dobrze mieli w czubach,
Więc nie usłyszeli owych uwag
O truciźnie. Piją zatem chętnie,
Aż tu nagle – puszczon kielich brzdęknie,
I następne, wuje zaś pijane
Rzężą, z ust obfitą tocząc pianę!
Żaden już na drodze mu nie stanie
I Popiela będzie panowanie!..
* * *
...Ale zechciał los, że o tym wszystkim
się zwiedziały mądre, szare myszki,
A za takie zwierzę mysz uchodzi,
Co się z cudzą krzywdą nie pogodzi
I śród zwierząt wręcz jest z tego znana,
Że ciemięzców rzuca na kolana.
Zatem myszki owe ustaliły:
-Toooś przesadził, nasz Popielu miły –
Zasłużoną więc poniesiesz karę:
Zgodnie z naszym mysim prawem starem
Gardłem płać za niecne swe wybryki! -
Tu rzuciły jemu się do grdyki.
Popiel się w obronie strasznie miotał:
- Rety!! Kota!! Księstwo... Auć!! ...za kota!!
Aż na wyspę schronił się podmokłą
(Wyspa była na jeziorze Gopło).
Myszy za nim, no więc Popiel lizie
Na szczyt wieży (takiej, jak ta w Pizie,
Tylko prostej). Cóż, nie było siły –
Nawet wieżę myszy wnet zdobyły!
Pochłonięty zatem mysią falą
Został Popiel strawion i wydalon.
* * *
Wieść o owem lotem błyskawicy
Się rozniosła w całej okolicy,
Wdzięczny lud radośnie prawił o tym,
Że to kawał dobrej był roboty,
Czyniąc też gratyfikacji szereg:
Wszędy był wystawion żółty serek,
I pszenicy ziarna - nie skąpiono -
Tak wsza myszka była hołubioną.
No i dobrze - przez stuleci wiele
Strzegli ludu mali przyjaciele,
A jak władca który gwałt zamierzał,
Myszy mu się brały do spichlerza;
Jeśli nie pomogły te sygnały,
To mu zżarły wnet majątek cały.
...Lub na przykład Tatar z ord, wszetecznik,
Nijak w Polszcze nie czuł się bezpieczny -
Musiał stale mieć się na baczności,
Żeby mysz nie zjadła go do kości,
A i Turczyn, biorąc w jasyr białki,
Się na braniu nie mógł skupić całkiem,
Bo, jak nam to wieść ludowa niesie,
Przez te myszy był w głębokim stresie.
Wszystko jedno – czy to szwedzki potop,
Czy zaborca krzywdę czynił chłopom,
Czy też wreszcie terror siał okupant -
Polska Mysz mu gryzła dziury w butach!
- Nie mógł ruszyć czołgiem hauptmann młody,
Gdy poprzegryzane miał przewody.
I, rzecz jasna, o czym każdy słyszał,
Każden mścić się chciał na naszych myszach!
Ileż to w pułapki kładli serów!
Ba! Strzelali do nich ze schmeisserów!
- Tak ciemięzcy wszemi sposobami
Prowadzili walkę nam z myszami...
* * *
...A w piwnicach dziś, nie wiedzieć czemu,
Trutkę kładli jacyś z ZGM-u...



DOBRANOCKA


Wyobraźcie, dziatki, sobie:
Jak spisałem w tychże strofach,
Zjawił się raz taki człowiek,
Że mu czas się tylko cofał!
    Siwy starzec z długą brodą,
    Jednak gość ten, rok po roku,
    Czuł się coraz bardziej młodo
    I tak jakby - krzepł po trochu.
W konsekwencji czasu biegu
On nie tylko młodniał, ale
Co by czynił ów kolega,
Wsteczne było - doskonale!
    Weźmy, gdy się wściekł istotnie,
    W nerwach tam wciąż i z powrotem
    On nie chadzał, lecz odwrotnie:
    Wpierw z powrotem, a tam - potem.
Albo kiedy, z czystym sercem,
Klękał przy konfesjonale,
Już za chwilę był zboczeńcem,
Świnią, szują i wandalem.
    Rano sobie jadł kolację
    A wieczorem zaś - śniadanie,
    Tylko obiad jadł normalnie,
    Ale najpierw - drugie danie.
Sposób, w jaki jadł i pił on
Ekscentryczny był nad wszystko,
Co w praktyce się skończyło
Izolacją towarzyską,
    Bo fatalnie wyglądało
    Kiedy ktoś, na oczach gości,
    Z ust wyjmował zupę całą,
    I pokaźne mięs ilości!
...Czy na tęgiej będąc bani
Pustą flaszkę do ust przytkał -
Wtedy trzeźwiał i tym samym
Odzyskiwał do pół litra.
   
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
No i wreszcie - zaczął maleć,
Wkrótce była zeń dziecina,
Aż wyrosła mu na stałe
Z pępka dłuuuga pępowina.
    A on w dłoni już się mieścił,
    Aż się zrobił tak maleńki,
    Że na dwie się rozpadł części:
    Na jajeczko - i na plemnik.

*************************************
Koniec bajki, śpij już, dziadku,
Lecz pamiętaj, skurczybyku,
Że ty też tak skończysz, jeśli
Znów sześć wychlasz "Geriavitów"!!



DIABEŁ BORUTA

Hen, w głębokich kazamatach
Pod zamkiem w Łęczycy,
Bies Boruta całe lata
Talary swe liczył.
Miał ci bowiem oszczędności,
Na czarną godzinę
Siedział zatem sam, w ciemności,
I raczył się winem.
Aż pewnego dnia zagrzmiało,
Zatrzęsło mu lochem,
Siarką mocno zaśmierdziało
I smołą też trochę –
To pojawił się Belzebub:
-Co, kopnąć cię muszę?
Ruszaj tyłek stąd, lebiego!
Zdobywaj nam dusze!
Siedzisz tutaj wieki całe,
A ludzie nie grzeszą!
Znaczy – grzeszą, ale mało –
Kazałem więc biesom
Efektywność pracy zwiększyć,
Brać udział w szkoleniach;
Będzie premia dla najlepszych,
Bo piekło docenia,
Gdy kto pracy oddan srodze -
Nie traćmy więc czasu:
Złów dusz pięć, a wynagrodzę
Cię choćby w dwójnasób!
* * *

To nie było trudne nawet,
Jak rozdał Boruta
Starszym wódkę, młodym trawkę –
Do piania koguta
Cyrografów miał zawartych
Około tuzina;
-Niech wzór biorą inne czarty –
Cóż, świtać zaczyna,
Czas do piekieł wracać z łupem...
...Lecz sprawdzić wprzód muszę...
...Nie!!.. No... Zaraz padnę trupem! -
Pod każdym arkuszem
W miejscu, gdzie miał być autograf,
Widnieje - co? Krzyżyk!!
Nieźle – krzyżyk i cyrograf –
Więc diabeł rozpirzył
Zmarnowane pergaminy
I rzekł owym chłopom:
-Chodźcie tutaj, kozie syny,
Patrzajcie: Tak oto
Pisze się literkę A, a
Tak – Be znów się kreśli;
To jest As, a to jest Ala –
I począł im treści
Nauczania pierwszej klasy
Wprowadzać, jak trzeba,
By się chłopi mogli własnym
Podpisem zaprzedać.
Jak już wszystkich przysposobił,
Tak ozwie się który:
-A to może też przerobim
Jakoweś lektury...
Na to drugi: -Ale czemu
Tu polski wciąż mamy?
Uczmy się biologii, śpiewu
...Trza zdobyć programy!
Jeografii może liźniem...
-I obcych języków!
-Albo, jak na ojcowiźnie
Mieć żyta bez liku!
Myśli diabeł: -Ciężka dola,
Lecz na to pójść muszę!
A i szef snadź będzie wolał
Kształcone ich dusze...
Więc rozpoczął nauczanie
Na skalę szeroką,
Pozatrudniał jakieś panie –
Przystały z ochotą
Na pensyjki symboliczne
(Diabelskie zabiegi!)
Tak szkolnictwo więc publiczne
Powstało nam wtedy.
Rozwijała się oświata
W powyższy ów sposób,
Lecz Boruta przez swój zapał
Narobił bigosu,
Bo zatrzęsło całym piekłem
(I słusznie, w zasadzie,)
Gdy z rozpędu również lekcje
Religii wprowadził.
Aż Belzebub zębem zgrzytnie:
-Nie... debil, no... debil!!
Miał dusz kilka złowić sprytnie,
A ten będzie krzewił
Edukację! Całkiem zdurniał!
A może do tego
Zrobi im bezpłatne studia!-
Rwał kłaki Belzebub
-Trza szkolnictwa nadgryźć system,
W manowce sprowadzić!
Zaraz, zaraz coś wymyślę...
...To trzeba obsadzić
Kimś, kto łasy na korzyści,
A nie zna się na tym...-
Myślał, myślał, aż wymyślił.
Ministra oświaty.



(niestety, aktualne przy każdym kolejnym ministrze)







BAZYLISZEK


Noc już wisi nad Warszawą,
Zapłonęły gwiazdy wszystkie -
Śmiały Waldek bieży żwawo
Się rozprawić z bazyliszkiem.
Dobrze jest przygotowany,
Wie, z czym chodzić na te gady:
Więc odwiedził dziś stragany -
Tam lusterko fajne nabył,
Eleganckie, kieszonkowe
I - dobrego gustu przejaw -
Z drugiej strony, na ozdobę
Z fotografią E. Presleya.
* * *

Doszedł Waldek już na miejsce,
Schodzić zaczął do piwnicy;
Ma krzesiwo w jednej ręce,
W drugiej zaś ogarek świcy...
Czujny jest, jak tylko może,
Bo nikt nawet nie opisze,
Jak szkodliwy o tej porze
Właśnie bywa bazyliszek.
Nagle – słychać coś, więc woła
Waldek: - Któż tam? - i po chwili
Odpowiada mu głos z doła:
- Imię moje brzmi: Bazyli,
A nazwisko: Szek. - Oj, Waldku,
Po cóżeś mi właził w drogę?
Na was wszystkich, łowców skarbów,
To już patrzeć wprost nie mogę!
Lecz - cóż! Nie chcę, ale muszę!-
Na to Waldek, zuch chłopczyna:
- Giń, bydlaku! Cierp katusze!
Dziś wybiła twa godzina!
Ta ostatnia, oczywiście -
Spójrz w lusterko, zobacz-że się!
Tak wyglądasz, antychryście! -
Tu czem prędzej sięgnął w kieszeń,
Dobył oręż swój pospiesznie
I gadowi w ślipia błyśnie:
Bazyl zdębiał: - To ja jestem?!
Tak wyglądam rzeczywiście?..
- W rzeczy samej! - Waldek rzecze,
Bo nie zauważył jeszcze,
Że wystawił lustro przecie
Stroną, gdzie był Elvis Presley!..
Załamała się gadzina,
Dalejże rozmyślać o tym,
Że Elvisa przypomina -
Aż i zdechła ze zgryzoty!
* * *
Tak tryumfuje owa racja,
Że wam szkodzić może, smyki,
Zbytnia identyfikacja
Z idolami pop-muzyki!