WIERZBY
„A
smutek cień kładzie na licu ich miodem…
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy…Rozpacz tak płacze…”
Leopold
Staff „Deszcz Jesienny”
Płaczące
wierzby,
kołyszą
się nad rzeką,
Wiatr
urywa im oszronione dłonie.
Ktoś
je opuścił w ten dzień słotny,
Ktoś
odszedł i sprawił, że zamilkły samotne.
Kto?
Nie wiem…próżno w pamięci swej mącę,
Wszak
słońce przyjść miało, lecz mroków się zlękło,
Przyszło
na chwilę i zasnęło niechcący,
Poznając,
że iskrę rozpalić chce próżno;
Woda
wiedziała o nas więcej niż my sami…
Niegdyś
słuchaliśmy w większym uczuciu,
Jak
o szyby deszcz dzwonił niezmienny i stały,
A
dusza wiedziała za czym tęskni w ukryciu.
Niegdyś
w tych chmurach, co po niebie się wloką,
Dopatrzyło
się dziecięce oko,
Wszystkich
kształtów niewinnych i ulotnych,
Choć
po chwili znikały,
Nikt
nie płakał,
Nikt
nie czuł się samotny.
Przez
ogród mój raz przeszedł człowiek bezimienny,
Co
od wschodu do zachodu tuła się i błądzi.
Przyszedł
zmęczony i upadł od stania,
Osiadł
na ziemi, posępny i zimny.
Mówił,
że niegdyś kogoś ukochał,
Lecz
dziś go pali niedomknięta rana
-Niegdyś
serce mu pękło, teraz stygnie przez lata.
Wicher
przeszedł i westchnieniem głębokim,
Przyniósł
surmę zlęknienienia, utopił w potoku.
Lecz
echo jej skryte dochodziło brzmienia,
Gdy
wierzby szczególniej płakały w tym roku.
Wysłuchawszy
niegdyś żalu bezimiennego człowieka,
Rozjuszone
dopatrzyły jak ze wzgórza skacze,
Powracając
ciągle do tego jednego wspomnienia,
Dziś
wyją żałośnie- ich rozpacz tak płacze.
MADAME
Zawsze
tak surowo spoglądasz,
Z
pewnym le brillant w rzeczy samej.
„Kroki
stawia Pani uważne, piękne”
Ze
skrytą tkliwością przezorności małej.
Czasem…
Kiedy
wiatr rozwiewa Twoje ciemne włosy,
Grzywka
opada powabnie na srebrne czoło,
Szukam…
Tych
ust, rumianych, gorzkich;
Waniliowego
zapachu perfum,
Ciągnącego
się za Tobą.
„Stąpa
Pani doprawdy tak lekko”
Jak
puszysty paw, rozkładasz pióra.
Nieco…
Pruderyjnym
gestem,
Komponujesz
słowa,
Dotykasz
mnie swym głosem miękko:
„Parle
petit monsieur”
„Parle
avec mon”
Madame,
Dlaczego
wciąż wykręcasz do mnie numer?
Trzymasz
słuchawkę w kokieteryjnym uśmiechu,
Świadomie,
owijasz mnie wokół palca,
A
kiedy odzwaniam…
Nie
chcesz odpowiadać.
Pamiętam,
jak znalazłem się w Twoim gabinecie,
Pamiętasz?
Stałaś
oparta o biurko
W
kremowym swetrze.
Jak,
widywałem Cię nieraz w teatrze,
Miałaś
obok zawsze wolne miejsce,
Okazja
jak się patrzy.
Zabrakło
mi wtedy…
Odrobiny
improvisation…
Jak
zresztą każdorazowo
Bo
cóż może chcieć od Ciebie…
Taki
nadgorliwy młokos z podniesioną zwykle głową.
Madame,
A
wtedy na balu, gdy siedziałem przy stole z niemrawą miną,
Pamiętasz?
Szał
tańca, to ciepło bijące od tłumu,
Muzyka,
butów szmer,
Wszyscy
jak w transie:
„Dancez
du la mer”
Wystąpiłaś
z szeregu w lirycznym pląsie,
Rozłożyłaś
ramiona w otwartym geście,
Podałaś
z nagła swą dłoń.
Dociekliwie
spojrzałaś na mnie
A
nogi jakby same odmawiały posłuszeństwa.
I
choćbym chciał
nie
wiedziałem,
Jak
Cię ująć mam,
Jak
w tym morzu nie uderzyć o skały
„Jak
mam z Panią tańczyć, Madame?”
Kiedy
Cię odprowadzałem,
Pamiętasz?
Utkwiło
mi w pamięci ostatnie Twoje słowo,
Że
się spotkamy kiedyś,
Być
może
Że
się poznamy
Być
może i na nowo.
Że
mnie kto Tobie przypomni,
I
że Ty przypomnisz mi się za rok, za dwa
A
może i za lat kilka…?
I
choć wtedy zrozumieć Cię nie umiałem,
- Skąd
ten chłód? Skąd ta ogłada, precyzja?
Dziś,
W
Twych butach chodzę,
Te
same ścieżki przemierzam.
Rzeźbię
koryto w tej rzece,
- oh
jakże srogiej…
Proletariackiego
istnienia.
I
choć,
Zostały
mi ostatecznie
Jedynie
brawura i wspomnienia stałe
Wciąż
pytają mnie zawzięcie
Czy
wtedy
W
tamtych latach
- To ja panią kochałem?