Oliwia Szymkiewicz


WIERZBY

„A smutek cień kładzie na licu ich miodem…
  
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem

W dal idą na smutek i życie tułacze,

A z oczu im lecą łzy…Rozpacz tak płacze…”
            Leopold Staff „Deszcz Jesienny”

Płaczące wierzby,
kołyszą się nad rzeką,
Wiatr urywa im oszronione dłonie.
Ktoś je opuścił w ten dzień słotny,
Ktoś odszedł i sprawił, że zamilkły samotne.
Kto? Nie wiem…próżno w pamięci swej mącę,
Wszak słońce przyjść miało, lecz mroków się zlękło,
Przyszło na chwilę i zasnęło niechcący,
Poznając, że iskrę rozpalić chce próżno;
Woda wiedziała o nas więcej niż my sami…
Niegdyś słuchaliśmy w większym uczuciu,
Jak o szyby deszcz dzwonił niezmienny i stały,
A dusza wiedziała za czym tęskni w ukryciu.
Niegdyś w tych chmurach, co po niebie się wloką,
Dopatrzyło się dziecięce oko,
Wszystkich kształtów niewinnych i ulotnych,
Choć po chwili znikały,
Nikt nie płakał,
Nikt nie czuł się samotny.

Przez ogród mój raz przeszedł człowiek bezimienny,
Co od wschodu do zachodu tuła się i błądzi.
Przyszedł zmęczony i upadł od stania,
Osiadł na ziemi, posępny i zimny.
Mówił, że niegdyś kogoś ukochał,
Lecz dziś go pali niedomknięta rana
-Niegdyś serce mu pękło, teraz stygnie przez lata.
Wicher przeszedł i westchnieniem głębokim,
Przyniósł surmę zlęknienienia, utopił w potoku.
Lecz echo jej skryte dochodziło brzmienia,
Gdy wierzby szczególniej płakały w tym roku.
Wysłuchawszy niegdyś żalu bezimiennego człowieka,
Rozjuszone dopatrzyły jak ze wzgórza skacze,
Powracając ciągle do tego jednego  wspomnienia,
Dziś wyją żałośnie- ich rozpacz tak płacze.



MADAME

Zawsze tak surowo spoglądasz,
Z pewnym le brillant w rzeczy samej.
Kroki stawia Pani uważne, piękne”
Ze skrytą tkliwością przezorności małej.
Czasem…
Kiedy wiatr rozwiewa Twoje ciemne włosy,
Grzywka opada powabnie na srebrne czoło,
Szukam…
Tych ust, rumianych, gorzkich;
Waniliowego zapachu perfum,
Ciągnącego się za Tobą.

Stąpa Pani doprawdy tak lekko”
Jak puszysty paw, rozkładasz pióra.
Nieco…
Pruderyjnym gestem,
Komponujesz słowa,
Dotykasz mnie swym głosem miękko:
Parle petit monsieur”
Parle avec mon”

Madame,
Dlaczego wciąż wykręcasz do mnie numer?
Trzymasz słuchawkę w kokieteryjnym uśmiechu,
Świadomie, owijasz mnie wokół palca,
A kiedy odzwaniam…
Nie chcesz odpowiadać.

Pamiętam, jak znalazłem się w Twoim gabinecie,
Pamiętasz?
Stałaś oparta o biurko
W kremowym swetrze.
Jak, widywałem Cię nieraz w teatrze,
Miałaś obok zawsze wolne miejsce,
Okazja jak się patrzy.
Zabrakło mi wtedy…
Odrobiny improvisation…
Jak zresztą każdorazowo
Bo cóż może chcieć od Ciebie…
Taki nadgorliwy młokos z podniesioną zwykle głową.

Madame,
A wtedy na balu, gdy siedziałem przy stole z niemrawą miną,
Pamiętasz?
Szał tańca, to ciepło bijące od tłumu,
Muzyka, butów szmer,
Wszyscy jak w transie:
Dancez du la mer”
Wystąpiłaś z szeregu w lirycznym pląsie,
Rozłożyłaś ramiona w otwartym geście,
Podałaś z nagła swą dłoń.
Dociekliwie spojrzałaś na mnie
A nogi jakby same odmawiały posłuszeństwa.
I choćbym chciał
nie wiedziałem,
Jak Cię ująć mam,
Jak w tym morzu nie uderzyć o skały
Jak mam z Panią tańczyć, Madame?”

Kiedy Cię odprowadzałem,
Pamiętasz?
Utkwiło mi w pamięci ostatnie Twoje słowo,
Że się spotkamy kiedyś,
Być może
Że się poznamy
Być może i na nowo.
Że mnie kto Tobie przypomni,
I że Ty przypomnisz mi się za rok, za dwa
A może i za lat kilka…?
I choć wtedy zrozumieć Cię nie umiałem,
- Skąd ten chłód? Skąd ta ogłada, precyzja?

Dziś,
W Twych butach chodzę,
Te same ścieżki przemierzam.
Rzeźbię koryto w tej rzece,
- oh jakże srogiej…
Proletariackiego istnienia.
I choć,
Zostały mi ostatecznie
Jedynie brawura i wspomnienia stałe
Wciąż pytają mnie zawzięcie
Czy wtedy
W tamtych latach
- To ja panią kochałem?